Na początku przyszłego roku ukaże się trzeci krążek francuskiego duetu Alcest. Prophecy Productions postanowiło uprzyjemnić czas oczekiwania, wydając reedycję pierwszej epki, a zarazem pierwszego oficjalnego wydawnictwa zespołu.
Mam świeżo w pamięci bardzo udany debiutancki LP "Souvenirs D'un Autre Monde". Po nim przyszedł nieco słabszy "Écailles De Lune"; mimo to z niecierpliwością czekam na "Les Voyages De L'Âme" zapowiadany na styczeń 2012 roku.
Za oknem szare niebo, mroźna aura, gdybym nie mieszkał w mieście, tylko gdzieś bliżej lasu, byłaby to idealna sceneria do zanurzenia się świat kreowany na "Le Secret". Lider zespołu, Neige, to bardzo uduchowiony człowiek i taką też muzykę chce tworzyć. Opisać za pomocą instrumentów baśniowy świat, z którym, jak mu sie wydaje, ma kontakt. Szybko doszedł do wniosku, że najlepszym konglomeratem będzie black metal i shoegaze/post-rock. Surowe brzmienie gitar, łączone z rozmytymi, eterycznymi partiami. Blackowy skrzek i czyste, delikatne wokale. Przynajmniej takiego wyboru dokonał nagrywając "Le Secret".
Reedycja "Le Secret" zawiera cztery utwory. Na początku umieszczone zostały zremasterowane wersje "Le Secret" i "Elevation". Po nich można posłuchać oryginalnych wersji. Czysto muzycznie, pierwszy numer przypomina nieco debiut Norwegów z In The Woods..., nim uciekli w progresywny, psychodeliczny rock/metal na kolejnych albumach. Właściwie "Le Secret" stoi między tym, co proponowali wtedy Norwegowie, a twórczością Agalloch. Klawiszowe wprowadzenie, po nim blackowa galopada perkusyjna, natomiast temat gitarowy w innej aranżacji mógłby spokojnie znaleźć się na dowolnej post-rockowej płycie.
W dalszej części następuje przesunięcie w kierunku klimatycznego grania. Gitary grają rozmyte pasaże, pojawia się znów klawiszowe tło. Czynniki te w głównej mierze wpływają na "leśny" klimat epki. Neige również drze się podobnie, jak czynił to Jan na "Heart Of The Ages". Alcest z "Le Secret" dość udanie nawiązuje do klimatu, który kreowali Norwegowie na początku swej kariery. Choć czysto muzycznie to, z całym szacunkiem dla Francuzów, nie ta klasa. "Elevation" to nieco inna historia. W tym utworze Neige gra subtelniejsze dźwięki. Na początku ów baśniowy klimat objawia się w pełni. Gitary grają lżej, ciszej, jest więcej przestrzeni. Dalej temat zostaje rozwinięty z wykorzystaniem mocniejszych, bardziej surowych gitar, aż wreszcie wprowadzony zostaje czysty śpiew, a dźwięki, choć żwawiej grane przy narastającym tempie, są jakby przykryte woalem, nieco wytłumione i bardziej rozmyte. Do tego obowiązkowo dochodzi klawiszowe tło.
Nie ma potrzeby rozwodzić się nad sensem takiego wydawnictwa. Nagrywanie ponownie starych numerów to zwykle przejaw niemocy twórczej i chęć wyciągnięcia kasy od fanów. W tym przypadku chyba jednak nie chodzi o kasę, ani o brak weny. Nie jest to zespół, na którym szef Prophecy zarobi na nowe Porsche, więc wspomniane wcześniej powody należy raczej skreślić. Chodzi bardziej o przypomnienie, jak wyglądały początki Alcest. Nie każdy dojrzewał wraz z tym zespołem. Poprawione zostało brzmienie, nieco przearanżowano oba utwory i w nowych wersjach brzmią one po prostu lepiej, co powinno zadowolić zarówno starych, jak i nowych słuchaczy.
"Le Secret" można spokojnie polecić fanom klimatycznego grania, niekoniecznie blacku. Oba, trwające 27 minut kawałki, na pewno usatysfakcjonują wielbicieli Agalloch czy Les Discrets.
Sebastian Urbańczyk