Yob

Live At Roadburn 2010

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Yob
Recenzje
2011-11-18
Yob - Live At Roadburn 2010 Yob - Live At Roadburn 2010
Nasza ocena:
8 /10

To już tradycja, że organizatorzy holenderskiego Roadburn wydają albumy z zapisem występów niektórych spośród zapraszanych do Tilburga. Ubiegłoroczną edycję imprezy przypominają koncertówki Bong oraz zrecenzowany już w Gitarzyście winyl Nachtmystium. Teraz czas na prawdziwy diament tej odsłony festu - gig Amerykanów z Yob.

Co więcej, w trzypanelowym digipacku "Live at Roadburn 2010" znalazło się też miejsce na krążek DVD z zapisem tego samego setu. Lepiej być nie mogło. Ekipa RB zaplanowała podczas festu dwa występy Yob, a w srebrne krążki wtłoczono ten, który miał miejsce pierwszego dnia na głównej scenie klubu 013. Nieczęsto zdarza mi się oglądać DVD z koncertów, których miałem przyjemność być świadkiem. Emocje wywołane atmosferą gigu z czasem przygasają, co umożliwia ponowne spojrzenie na występ chłodniejszym, bardziej analitycznym, a czasem i krytycznym okiem. Pamiętam, że koncert ten zrobił na mnie bardzo duże wrażenie. Yob, prezentując w ciągu godzinnego setu zaledwie cztery muzyczne kolosy, zaprezentował się znakomicie, pomimo wokalnej niedyspozycji, która przed ostatnim kawałkiem dopadła Mike'a Scheidta. Ciężka i hipnotyczna muzyka Amerykanów świetnie sprawdziła się w wersji live, dzięki czemu ich performance zaliczam do najlepszych momentów Roadburn AD 2010.

Na wspomniane cztery kawałki, odegrane tego wieczoru, dwa pochodziły z doskonałego "The Great Cessation" ("Burning the Altar" nie mogło, rzecz jasna, zabraknąć) oraz dwa z wcześniejszego, równie świetnego "The Unreal Never Lived". Zespół zdecydował się na klasyczne, yobowe, stutonowe walce, niepozbawione charakterystycznego dla niego, nieco bujającego rytmu. Na koniec zaserwował zaś spokojniejszy, przeszło 22-minutowy, tytułowy "The Great Cessation", który sprawił trochę kłopotów frontmanowi. O ile zapadło mi w pamięć, że przepraszał on publiczność za problemy z gardłem (co zresztą słychać i na krążku), tak dopiero w czasie odsłuchu "Live at Roadburn 2010" zwróciłem uwagę, że rzeczywiście miały one spory wpływ na partie śpiewu w tym utworze.

O ile warstwa muzyczna albumu nie daje powodów do narzekań, tak muszę przyznać, że realizacja DVD pozostawia sporo do życzenia. Pół biedy obecność jedynie trzech kamer (z czego trzecia, umieszczona na balkonie, uaktywniła się dopiero w połowie gigu), jednak rejestrując koncert z zamiarem jego późniejszego wydania można było przyłożyć się nieco bardziej. Zwraca uwagę słaba jakość sprzętu, a w związku z tym kiepskie odwzorowanie kolorów oraz widoczne na ekranie szumy. Kolejny minus to przypadkowe ujęcia i chaotyczne zbliżenia, zwłaszcza w wykonaniu osobnika, obsługującego kamerę na samej scenie, który przez sporą część setu chyba dopiero przyzwyczajał się do roli operatora (nie mówiąc o tym, że przez cały pierwszy utwór jedynym ujęciem z tej kamery jest Mike Scheidta pokazany "od dupy strony"). Irytuje również łysa głowa jednego z fanów o koszykarskim wzroście, która cały czas pojawia się w kadrze w czasie ujęć z kamery zainstalowanej pośrodku sali, przy konsolecie. A przecież wystarczyło trochę podnieść sprzęt ku góry (albo przegonić intruza). Tym sposobem, otrzymujemy w zasadzie w pełni amatorskie (choć niskobudżetowe brzmi lepiej) DVD. Szkoda, bo (ekstra)klasa Yob aż prosi się o coś więcej.

Tak czy owak, "Live at Roadburn 2010" bardzo dobrze sprawdza się nie tylko jako odświeżacz pamięci i wspomnień, ale również jako wizytówka koncertowych możliwości amerykańskiego trio. Fani gatunku i organizatorzy wrocławskiego Asymmetry nie powinni dłużej się zastanawiać. Wszyscy inni, którzy nie wierzą, że doomowe granie doskonale odnajduje się na scenie, wraz z tym wydawnictwem dostają okazję, by zweryfikować swe, jakże błędne, przekonania. Polecam z niej skorzystać.

Szymon Kubicki
Zdjęcia: Małgorzata Napiórkowska - Kubicka