Na swoim kanale facebook muzycy Faeces pół żartem, pół serio poinformowali, że myślą o karierze międzynarodowej. Z pewnością mogliby odnieść jakiś sukces w rankingu na najbardziej odrażającą nazwę zespołu, wśród takich słowotwórczych pomyłek jak Cock and Ball Torture czy Anal Cunt.
W kontraście do dyskredytującej nazwy na premierowym albumie zespołu zatytułowanym "Upstream" znalazły się prawie trzy kwadranse wartego uwagi, nowoczesnego death metalu.
Aczkolwiek na dobrą sprawę trudno jednoznacznie określać zawartość "Upstream" w ramach jednego, konkretnego gatunku. Wszak muzycy Faeces na dekadę swojej działalności zdecydowanie wyszli poza ramy klasycznego death metalu, a w ich muzyce pojawiło się całe mnóstwo rozmaitych inwestycji w pomysły znane z heavy i thrash metalu, a także hard rocka czy wręcz subtelnych klimatów, którym pozornie z metalem nie jest po drodze. Choć w tej chwili skład Faeces tworzy pięciu muzyków to należy zwrócić uwagę, że album zarejestrowany na raty w 2009 i 2010 roku jest autorstwa kwartetu w osobach Marcina Ciszewskiego (wokal), Kamila Zadary (gitary), Michała Adamka (bas) i Macieja Oleksy (perkusja), a więc "Upstream" powstał w klasycznej metalowej kompozycji instrumentów i wokali.
Swoistym zaprzeczeniem owej klasyczności, tudzież wyniesieniem muzyki Faeces w nieoczekiwanie rejony są już pierwsze nuty utworu "Red Sun Empire" będącego swobodnym, niezwykle klimatycznym gitarowym wstępem do zawartości całej płyty. W zasadzie pełna treść "Upstream" stanowi bardzo przekonującą i atrakcyjną z poziomu słuchacza konfrontację instrumentalno-wokalnej burzy riffów i blastów z nieschematycznymi, indywidualnymi wypuszczeniami poszczególnych muzyków. W każdym aspekcie tego krążka czają się znakomite partie basowe Michała Adamka, nastrojowe improwizacje i solówki Kamila Zadary czy jakieś trudne do zdefiniowania dźwięki, odgłosy i brzmienia. Trzeba pamiętać, że pomimo tych przyciągających uwagę urozmaiceń w "Upstream" znalazło się całe mnóstwo agresywnego, death metalowego klimatu, w którym doskonale odnalazły się wokale Marcina Ciszewskiego.
Krążek nie należy do najłatwiejszych pod tym względem, że muzycy Faeces zaoferowali niejednostajne, mocno urozmaicone tempo. Znalazły się w tej materii wyjątki, jak w topornym utworze tytułowym, ale te zostały doskonale zneutralizowane poprzez ożywcze przyspieszenia i zakręty w poszczególnych kompozycjach, wykreowane przy dobrej współpracy na linii gitarowo-perkusyjnej. Pewnym odstępstwem od dobrej jakości "Upstream" są dwa ostatnie utwory, których surowe i sztywne brzmienie rujnuje wszelkie pomysły w nich zawarte. Jednak taki stan rzeczy wynika prawdopodobnie z tego, że są to zarejestrowane na nowo utwory z krążka "Severe Xypoxia" z 2005 roku, a więc automatycznie należące do nieco archaicznego worka pomysłów.
Pomijając kilka drobiazgów myślę, że "Upstream" stanowi żywy pokaz bardzo zręcznego operowania pomiędzy death metalem, a indywidualnymi fascynacjami muzyków Faeces. Death metalowy kwartet nie oszczędzał ciężkiego klimatu, ale też pozwolił sobie na wykorzystanie dużej grupy urozmaiceń niekoniecznie związanych z genezą zespołu. Być może album przy poprawionym brzmieniu i profesjonalnym wydaniu mógłby zamieszać rynki zagraniczne, ale jakoś trudno mi sobie wyobrazić Marcina Ciszewskiego na londyńskiej scenie metalowej z zapowiedzią na ustach: "Jesteśmy kałem, płyniemy pod prąd!"
Konrad Sebastian Morawski