Po paradoksalnie bardzo nieudanym "Tinnitus Sanctus", ale za to promowanym doskonałymi koncertami, piękniś Tobias Sammet wraz z kolegami przerwał niewygodną ciszę i raczy nas nowym dziełem.
W międzyczasie, co wyszło mu akurat na złe, tymczasowo zakończył żywot Avantasii, ponownie zmienił image oraz zapowiedział, że w jego zespole będzie więcej ognia. Z tym ostatnim mógłbym polemizować, bo mamy chyba odmienne rozumienie istoty tegoż żywiołu.
Równe dziesięć lat od wydania opus magnum Edguy w postaci ‘’Mandrake’’, nowe dzieło jawi się jako upadek i blamaż. Prawdopodobnie nie będę w swojej opinii odosobniony, ale jeśli chcę posłuchać hard rocka to swoje zainteresowanie kieruję nie do Niemiec, a do Szwecji, gdzie tego w bród. Ba! Jestem wręcz zażenowany ilością power ballad, stylistycznym miszmaszem (choć, irlandzki wtręt w ‘’Rock of Cashel’’ daje rade!), który powoduje, że z potęgi Euro-power metalu, Edguy staje się (jeszcze nie do końca) stadionowym zespołem grającym hard rock, a miejscami totalną gejozę, żywcem wyjętą z lat 80., która nie nadaje się nawet na odrzuty z "Rocket Ride", a nie mówiąc już o Avantasii.
Brzmieniowo "Age of the Joker" prezentuje się naprawdę dobrze, zwłaszcza jeżeli chodzi o sekcję rytmiczną. Właściwie, to bas i bębny w Edguy zawsze gadały jak należy, a to między innymi zasługa samych muzyków. Z wiosłami nieco gorzej, bo gdyby tak dociążyć strój było by zaprawdę wyśmienicie, a jest w głównej mierze grzecznie i tylko momentami delikatnie zawadiacko. Tobias jak zwykle w formie, ale to jest jeden z niewielu artystów, któremu jestem w stanie wybaczyć to, że robi co chce, jak chce i nie musi się przed nikim tłumaczyć. Przed Nuclear Blast również.
Grzegorz ‘’Chain’’ Pindor