Crust wraca do łask, w związku z czym spece z Relapse Records sondują scenę. W ten sposób okazję do zaprezentowania się szerszemu gronu słuchaczy zyskał fiński Unkind. Finowie mają na koncie cztery płyty, które słyszała zapewne jedynie garstka zapaleńców.
Dobrze się dzieje, że Relapse daje szansę na debiut w swych barwach zespołom z tzw. podziemia, czego przykładem są choćby Complete Failure czy Weekend Nachos. Nie jest to zabieg komercyjny, a jedynie promocja dobrej muzyki. Wiadomo, że grind, powerviolence czy crust to nie są gatunki, na których można zarobić. No, może na tanie wino, ale nie na samochód czy dom.
Unkind gra d-beatowy crust w klimatach Tragedy czy Alpinist. Trudno nawet jednoznacznie stwierdzić, czy bliżej ich muzyce do Amerykanów czy Niemców, niewątpliwie jednak wielbiciele jednej i drugiej kapeli znajdą tu coś dla siebie.
"Harhakuvat" to zgrabnie skomponowany, crustowy album, ze znakomicie rozrzuconymi akcentami muzycznymi w postaci dźwięków pianina, klawiszy czy waltorni. Utwory są rozbudowane i mają otwartą strukturę. Muzycy płynnie zmieniają klimat w obrębie poszczególnych kawałków. Są d-beatowe galopady, przechodzące w bardziej przestrzenne, melodyjne dźwięki, aż po melancholijny dół. Melodie, subtelnie wplecione w chropowatą brzmieniowo warstwę muzyczną, to strzał w dziesiątkę. Sporo tu budujących klimat, niepokojących dźwięków. Płyta ma brudne, ciężkie brzmienie, które stanowi cechę charakterystyczną współczesnych produkcji crustowych. Nadaje to muzyce Finów odpowiedniej mocy. Całość uzupełniają bardziej eksperymentalne partie, które można odnaleźć także na "Lichtlaerm" wspomnianego wyżej Alpinist, co stanowi jakiś punkt styczny w muzyce obydwu bandów.
Unkind nagrał bardzo dobrą, wielowarstwową płytę, której warto poświęcić trochę czasu. To jedna z najlepszych rzeczy w tym gatunku, jakie słyszałem w ostatnim czasie. D-beat, crust, nuta industrialu zawarte w rozbudowanych, znakomicie skomponowanych kawałkach to rzecz zdecydowanie godna uwagi.
Sebastian Urbańczyk