Jako fan japońskich dziwactw wszelakich nie mogłem ominąć, wraz z nadejściem lata, premiery piątego longplaya Blood Stain Child. "Epsilon" kontynuuje drogę zapoczątkowaną na "Idolator", słowem przygotujcie się na sporo melodyjnego śmierć metalu połączonego z elektroniką.
Elektroniką jednak nie z tej zahaczającej o mniej lub bardziej szlachetny industrial, a elektroniką bardziej w stylu techno. Wszystkich purystów na start już odstraszyłem, a co bardziej zaintrygowanych zapraszam do dalszej lektury. Bo w dziedzinie nowoczesnego grania ten album z laską podobną do Lightning z "Final Fantasy XIII" na okładce ma do zaoferowania całkiem sporo.
Pierwszy kawałek z brzegu, "Sirius VI" (why so...sirius?), daje świetne świadectwo tego co czyha tuż za rogiem. Blood Stain Child porównywane było kiedyś do In Flames, chociażby z powodu podobnej melodyki i dziwnie znajomego stylu śpiewania Ryo. Dużo z tych konotacji pozostało do dzisiaj. Ktoś kiedyś gdzieś napisał, że BSC brzmi jak...metalcore. No to ładną sceną metalcore mamy w Szwecji, na to by wyszło. "Epsilon" garściami czerpie z melodyjnych śmierć metalowych kapel z okolic Goetheburga. Japończycy dorzucają jednak do pieca ostry klawisz, który ma powera. Od zawsze uważałem, że takie np. Prodigy potrafi pieprznąć nie gorzej niż choćby Behemoth. Toteż fajny kurs obrało Blood Stain Child łącząc mającą moc dyskotekę z ekstremą. Dla mnie to żre, naprawdę! Widzicie power metalowcy? Można bez zabawy w remizę stworzyć fajny casio-podkład?
Drugim odstępstwem od mdm'owej reguły jest zatrudnienie do bardziej melodyjnych zaśpiewów niejakiej Sophie. Tak, kobiety. Nie jest to najmocniejszy punkt programu "Epsilon", przyznaje, ale co warte odnotowania - kobiece wokale pasują do tej muzyki, po prostu. Sophia nie brzmi ani zbyt gotycko ani zbyt słodko, po takie odróżnienie na growl i żeński wokal w wolniejszych partiach działa bardzo dobrze. Nie każdy jest Bjornem Speedem, i nie każdy gardłowy daje sobie radę z łagodniejszymi partiami.
"Epsilon" mimo pewnej dozy innowacyjności i więcej niż paru ciekawostek ma kilka wad. Niewątpliwie warto zauważyć, że początek albumu jest mocno radiowy. Nowa muzyczna propozycja Japończyków rozkręca się dopiero z "Unlimited Alchemist", w którym to kawałku niebagatelny aranż, masa smaczków i połączenie ognia i lodu pokazują potencjał Blood Stain Child. Drugim zarzutem, który mam wobec "Epsilon" to fakt, że płyta ta jednak niewiele wnosi po "Mozaiq" do twórczości muzykantów z Kraju Kwitnącej Wiśni. Pierwszy szok po usłyszeniu power techno melodic death metalu, jak zwykłem nazywać ich styl, już dawno minął. Z każdym kolejnym wydawnictwem BSC pokazywali coś nowego, teraz jakby ich muzyczna ewolucja trochę stanęła. No i na pewno niewątpliwie to w moim odczuciu ich "najspokojniejszy" album.
Mimo jednak mojego zwyczajowego czepiania się, "Epsilon" to naprawdę dobry album! Urozmaicony, pełen pokręconych i niejednoznacznych kompozycji, zarazem melodyjny i mocarny. Dla ludzi, którzy pierwszy raz zetkną się z Blood Stain Child "Epsilon" może być nie lada odkryciem, dla starszych fanów Japońców jednak może to być ciut za mało zaskakująca płyta.
Grzegorz Żurek