Stillborn

Los Asesinos del Sur

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Stillborn
Recenzje
2011-08-23
Stillborn - Los Asesinos del Sur Stillborn - Los Asesinos del Sur
Nasza ocena:
8 /10

Czwarty album mielecko-tarnowskiego Stillborn rozpoczyna wycie syren alarmowych. Weźcie sobie to ostrzeżenie do serca i poszukajcie solidnego schronu, trudno bowiem o bardziej adekwatne dźwięki na początek "Los Asesinos del Sur".

Siłą rzeczy, marketingu oraz, rzecz jasna, personalnych powiązań, cała uwaga publiki i krytyki na rodzimym poletku ekstremalnego metalu skupiła się w tym roku na Azarath (celowo pomijam tu Decapitated oraz Vader). Inferno i spółka zaczęli rozdawać karty, tymczasem wszystko wskazuje na to, że rozgrywkę zakończy właśnie Stillborn. Niespodziewany atak 'Morderców z południa', równie furiacki, co skuteczny, pozostawia bowiem za sobą jedynie dymiące zgliszcza, czy też, zgodnie z tytułem jednego z kawałków, krew i popiół.

Odpuszczając sobie jałowe rozstrzyganie, czy "Blasphemers' Maledictions" ustępuje "Los Asesinos del Sur" czy może jednak nie, muszę stwierdzić, że pod pewnymi względami najnowsze dokonanie Stillborn przemawia do mnie bardziej. Przede wszystkim, to krążek mocniejszy, bardziej zwarty i  bardziej ekstremalny. Po prostu, pół godziny czystej anihilacji, z zakazem wstępu dla melodyjnego pitu-pitu. Ponadto, po równie intensywnej lekturze obydwu materiałów, zauważyłem z pewnym zdziwieniem, że mimo ewidentnego nastawienia Stillborn na agresję, w głowie zostaje więcej właśnie z "Los Asesinos del Sur", aniżeli ze zlewającego się w jedną monolityczną masę wypieku Azarath. Za przykład niech posłuży jeden z moich ulubionych numerów, "Son of the Holy Motherfucker ", rozpoczynający się prostym, a jednocześnie łatwo wpadającym w ucho, patentem z gatunku "zamykamy oczy i cała naprzód", który w dalszej części bardzo interesująco się rozwija.

To jest właśnie klucz do sukcesu Stillborn. Choć pierwsze przesłuchanie może sugerować, że mamy do czynienia tylko i wyłącznie z brutalną i chaotyczną nawalanką, każdy kolejny odsłuch krążka odsłania przed słuchaczem masę ciekawych rozwiązań czy smaczków, niespodziewanych, ale i nie przesłodzonych solówek ("Los Asesinos del Sur"), czy nawet lekko industrialnego klimatu (ten sam utwór tytułowy), poukrywanych w każdej z 10 kompozycji. Co więcej, kapela nie stroni również od zwolnień, a wokaliści jak ognia unikają ograniczania się do jednostajnego growlu, niejednokrotnie zahaczając nawet o blackmetalową manierę. Dawno nie słyszałem deathmetalowego albumu z tak urozmaiconymi partiami "śpiewu". To wszystko sprawia, że prawdopodobieństwo odłożenia tego  wydawnictwa na półkę po jednym odsłuchu, jest naprawdę niewielkie.

Nie można nie wspomnieć także o czytelnej i całkiem naturalnej, jak na ten gatunek, produkcji,  uzyskanej w nieznanym mi dotąd Kwart Studio w Bochni. Ataman Tolovy, postać wielu funkcji, odpowiedzialny nie tylko za bas i zdzieranie gardła, ale za niemal wszystko, co związane jest z tym materiałem (w tym za zabawę z gałeczkami) ukręcił bardzo żywe, nie plastikowe brzmienie. Co ciekawe, na pierwszy plan wybija się perkusja, z dobrze brzmiącymi, choć momentami trochę zbyt  głośnymi talerzami. Całość uzupełnia elegancka szata graficzna, w której wykorzystano prace Kamila Kukli. Wprawdzie fascynacje autora twórczością Zbigniewa Beksińskiego widoczne są aż nadto, ale za to świetnie pasują do warstwy muzycznej albumu. Mam nadzieję, że "Los Asesinos del Sur" namiesza trochę na naszym (i nie tylko naszym) rynku, bo ma ku temu wszelkie warunki.

Szymon Kubicki