The Return of The Northern Moon / From The Pagan Vastlands
Może niektórzy o tym nie wiedzą, albo wiedzieć nie chcą, ale nawet pomorska Bestia, znana jako Behemoth, która dziś sieje postrach na całym świecie, przechodziła dawno temu etap niemowlęctwa. Jak przedstawia się raczkująca Bestyjka, zaopatrzona w wygodnego pampersa? Dowiecie się tego z pierwszych demówek, wznowionych przez Witching Hour.
Nie jest tak, że utwory z demo numer 2 "The Return of The Northern Moon" (1993) oraz 3 "From The Pagan Vastlands" (1994) to kompletnie zapomniane rehy, po raz pierwszy wywleczone na światło dzienne wprost z mrocznej piwnicy Nergala. Pomijając pierwsze kasetowe wydania tychże materiałów, dla startującej wówczas Pagan Records, i sięgając po czasy współczesne, komplet tych kawałków wypełnił dwa krążki pięknie wydanej, dwupłytowej kompilacji "Demonica", która ukazała się w 2006 roku pod szyldem Regain Records. Box opatrzono w historie, opowiedziane przez ludzi związanych z zespołem, oraz całą masę historycznych zdjęć, w tym moje ulubione z Nergalem złapanym pod prysznicem z ręcznikiem i... pasem z nabojów.
"Behemoth plays Evil Pagan Black Metal exclusively! (using this mark will be revenged with true hate!)"
Jednak gustowne, choć graficznie surowe digipacki z logo Witching Hour, utrzymane w jedynie słusznym kolorze, to zupełnie inna sprawa. Po pierwsze, każdy z nich zawiera wyłącznie oryginalny materiał z demówki, bez bonusów, remiksów, wersji koncertowych i innego zbędnego shitu. Po drugie, wyposażono je w oryginalną okładkę i szatę graficzną. Prezentuje się to niemal tak smakowicie, jak czarne niczym smoła lukrecjowe żujki Haribo. Jest jednak jedno ’ale’. Digipacki tak polubiły się z dodatkowym slipcase, w który je obleczono, że wyłuskanie ich z tej nieszczęsnej, przyciasnej obwoluty, wymaga nie lada cierpliwości, najwyższych zdolności manualnych, a także chudych palców (czyli coś w sam raz dla gitarzystów).
"Black Metal is not a trend. It’ s a cult"
Najistotniejszy jest jednak fakt, który zapewne zaskoczy niektórych, że demówki te nie tylko wciąż są strawne, ale wręcz słucha się ich znakomicie. I to nie tylko dzięki dobrej produkcji, dalekiej od piwnicznych standardów, tak częstych w przypadku demosów. Wprawdzie nie ma co się czarować i mówić, że już wtedy czuć było potencjał, który kilkanaście lat później wyniósł Behemoth na wyżyny metalowej światowej ekstraklasy, ale na pewno słychać w tej muzyce to nieuchwytne coś, co już w tamtym czasie odróżniało ją od twórczości innych kapel. Nie da się również ukryć, że wtedy dopiero kształtował się styl zespołu, a ówczesne wpływy, pod jakimi pozostawał wówczas Nergal, widoczne są tu jak na patelni.
"Black Metal against all trendies"
Co ciekawe, można powiedzieć, że inspiracje układają się we wzór geograficzny. I tak, "The Return of The Northern Moon" to Szwajcaria. Począwszy od mnisiego śpiewu w intro, jako żywo przypominającego podobny patent na "Choir of Horrors" Messiah, poprzez dużo bardziej wyraźne nawiązania do stylistyki Hellhammer (nie tylko z powodu coveru "Aggressor") oraz, przede wszystkim, wczesnego Samael. Na przykład "Rise of the Blackstorm of Evil" to niemal kalka dawno minionego stylu Vorpha i spółki (za który swego czasu dałbym się żywcem pokroić). "From The Pagan Vastlands", za wyjątkiem powtórzonego samaelowatego "Summoning", który pojawił się już na wcześniejszej demówce, to z kolei mroźna północ i norweskie lasy, rozbrzmiewające (a jakże!) zawodzącym wyciem głodnych wilków. Kierunek ten w pewnym sensie wyznacza drugi cover, czyli "Deathcrush", autorstwa Mayhem. Utwory ozdobione większą ilością klawiszy nabrały przyspieszenia, a Nergal używa klasycznego blackmetalowego skrzeku. Z drugiej strony, ciekawa melodyka i autentyczna surowa chwytliwość tych kawałków nie pozwalają nazwać materiału jedynie prostą kopią norweskich bandów.
Przede wszystkim jednak "The Return of The Northern Moon" i "From The Pagan Vastlands" to solidna (a dla wielu zapewne i sentymentalna) lekcja poglądowa, która w najlepszy możliwy sposób pokazuje, jak kształtował się najważniejszy (obok Vader) zespół w historii polskiego metalu. Nawet, jeśli przytoczone powyżej cytaty, pochodzące z bookletów obydwu albumów, budzą dziś jedynie pobłażliwy uśmiech, rzecz jest bez wątpienia obowiązkowa.
Szymon Kubicki