Lake Of Tears

Illwill

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Lake Of Tears
Recenzje
2011-07-20
Lake Of Tears - Illwill Lake Of Tears - Illwill
Nasza ocena:
8 /10

Mam duży sentyment do tego bandu. Kiedy przygotowywałem się do matury, na rynku ukazał się trzeci album Szwedów "A Crimson Cosmos". Słuchałem go wtedy na okrągło. Znałem wcześniejsze płyty Lake Of Tears, ale dopiero wspomnianą kupili mnie w całości.

Ciężko było przejść obojętnie obok tych chwytliwych, prostych piosenek i tekstów, które należało czytać z przymrużeniem oka ("Boogie Bubble", "Cosmic Weed", "Devil’s Diner"). W twórczości zespołu wszystko wydaje się charakterystyczne. Charakterystyczne okładki, brzmienie klawiszy i elektroniki, wokal Daniela Brennare. I bardzo proste, gitarowe numery, które stanowią podstawę ich muzyki. Każdy album ma swój specyficzny klimat. "A Crimson Cosmos" wyraźnie nawiązywał do klimatu psychodelii lat '70. Później było melancholijne "Forever Autumn". Dalej, przebojowe, niemalże popowe "The Neonai" itd., itp.

Ostatni album "Moons And Mushrooms" pokazał bardziej wyraziste oblicze zespołu. Na najnowszym, ósmym w dyskografii, panowie idą jeszcze dalej. Przygotowali mocną, gitarową, jak zwykle przebojową, miejscami klasycznie heavymetalową płytę. Są numery w klimacie bardzo dla kapeli charakterystycznym; ale są i takie, które pokazują zespół z nowej, nieznanej dotąd strony.


"Illwill", prócz tego wszystkiego, o czym napisałem wyżej, zawiera najbardziej drapieżne numery, jakie ekipa Lake of Tears dotąd nagrała. Przyznaję, że po pierwszym przesłuchaniu wywołało to mały lament z mojej strony. Chciałem tej beztroskiej muzyki, która pamiętałem z "A Crison Cosmos" albo chociaż klimatu "Forever Autumn" czy przebojowości "Black Brick Road". A tu taka galopada. To było jednak pierwsze wrażenie, kiedy w uszy rzuciło mi się przede wszystkim to, czego w twórczości Lake Of Tears wcześniej nie było. Tak czy inaczej,  zacząłem wracać do tej płyty i coraz bardziej mi się podobała. Wciąż dużo tu starego, dobrego LOF. A dodatkowo, jest trochę innych klimatów, w których - odkładając moje uprzedzenia - zespół sprawdził się znakomicie. Kawałki wypełniające "Illwill" mają mocno dramatyczny posmak, poważniejszą naturę, a riffy w kilku utworach są bardziej agresywne. Daniel Brennare już nie tylko czaruje swoim charakterystycznym wokalem, ale miejscami autentycznie zdziera gardło. A "House Of Setting Sun" to już wręcz rzecz, wydawałoby się,  niemożliwa. Podwójna stopa, tnące, gęste gitary? Na płycie Lake Of Tears? A jednak. I takie numery sąsiadują z autentycznymi przebojami, jak na przykład "Behind The Green Door". Taki "Parasites" mógłby spokojnie znaleźć się w repertuarze... właściwie, zależnie od aranżacji, mógłby trafić na płytę Motorhead czy Iron Maiden.

Jedno się nie zmieniło, jeśli idzie o twórczość zespołu. Cały materiał jest bardzo chwytliwy. Każdy kawałek zawiera coś, co sprawia, że szybko zapamiętuje się dany temat i kołacze on w głowie jeszcze długo po tym, jak muzyka ucichnie. Coś, dzięki czemu chce się powracać do tego albumu.


Podobnie, jak w przypadku większości płyt, a już na pewno kilku ostatnich, nie ma nawet sensu wspominać o produkcji. Ta jest niezmiennie znakomita. Świetny sound, odpowiednio  eksponujący gitary.

"Illwill" świetnie się słucha, łatwo jest ulec tym prostym chwytliwym numerom. To się nazywa talent do pisania przebojów. Tym razem bardziej metalowych niż zwykle.

Sebastian Urbańczyk