Do listy tegorocznych rozczarowań dopisuję nowy album Suicide Silence. Oczywiście, palmę pierwszeństwa i miejsce na podium tegorocznych faili dzierży niezbyt dumnie Here Comes The Kraken, ale Suicide Silence ma niedaleko do tego samego poziomu biedy.
Mitch Luker i spółka nagrali kolejny, niemalże identyczny album, posiłkując się m.in. patentami tożsamymi dla, uwaga: nu-metalu. Charakterystyczny vibe z początku nowego millenium w utworach jednego z okrętów flagowych deathcore'a, razi w uszy i wprawia w nieprzyjemne zdumienie. Bo jak tu nie zważać na nu-metal, gdy Jonathan Davies drze paszczę w ''Witness The Addiction'' a ''Fuck Everything'' ma idealny nowofalowy refren, dla każdego ''fana'' w zbyt szerokich spodniach.
Oczywiście, stare - dobre Suicide Silence wali po ryju w petardach takich jak napędzane blastem ''Slaves To Substance'' czy motoryczne ''Smashed'' (z udziałem Franka Mullena z Suffocation), ale co z tego, skoro z ''The Black Crown'' ledwie zapamiętuję jak zwykle doskonałe wokale Mitcha, no i perfidny nu-metal, psujący jakikolwiek pozytywny odbiór tego wydawnictwa. Co z tego, że latynoski perkusista Suicide Silence dwoi się i troi by tym razem grać gęsto, z werwą, pokombinować i nie powtarzać w kółko tych samych breakdownów, gdy całość nie broni się choćby jednym utworem, jak to bywało wcześniej w postaci ''Unanswered'' czy ''Genocide''.
Nawet slayerowskie solo w ''Human Violence'' nie ratuje tego albumu, i mimo że z płyt słucham ich rzadko, na koncercie w Krakowie zapewne będą siać zniszczenie. Oby, bo jeszcze mam wiarę w ten zespół, a nie chciałbym się ponownie rozczarować.
Grzegorz ''Chain'' Pindor