Gdy przypominam sobie jak słabym albumem było ''The March'', na mojej twarzy maluje się grymas wielkiego niezadowolenia. Kiedy zaś odpalam następcę tego jakże nieudanego dzieła, grymas zamienia się w szeroki uśmiech. Wszystko to za sprawą niesamowitych melodii, bardzo dobrze dobranych czystych wokali, no i Justina Foleya (Killswitch Engage - przyp.red) za bębnami...
Zmiana na stanowisku perkusisty jest nad wyraz słyszalna, i to, co wyczynia Justin jest wprost niesamowite. Widać (będzie na trasie) i słychać, że w Killswitch Engage jak i w Times of Grace w ogóle nie pokazuje swoich umiejętności, grając nader proste rzeczy. Na ''Darkness in The Light'' pokazuje cały wachlarz umiejętności od gęstych, szybkich partii podwójnej stopy, przez znane już z płyt KSE motywy na ridebellu, solidne breakdowny, czy wreszcie, nowość w muzyce Unearth - perfekcyjne położone blasty. Tych ostatnich jest całkiem sporo, ku mojemu zaskoczeniu doskonale uzupełniają melodyjne granie Unearth, dodając pierwotnemu metalcore solidnego kopa. Jeśli ktoś jest ciekaw owej blaściarni, śmiało niech odpala ''Eyes of Black'' - to chyba najbardziej reprezentatywny z tych brutalnych na płycie.
A ogółem, ciężko mi wybrać choćby jeden numer, będący kwintesencją dla całego wydawnictwa. Jest to praktycznie niemożliwie, bo równie dobrze mógłby to być hiciarski ''Overcome'' (piękny, śpiewany refren!), techniczny ''Arise the War Cry'' (co za melodie! Nawet w otwierającej utwór solówce granej tappingiem), czy nieco bardziej stonowany, powoli rozwijający się ''Equinox''. Zadanie trudne, ale bezcelowe! ''Darkness in The Light'' powinno się słuchać w całości, od początku do końca, nie zważając ani na czas trwania albumu, jak i na charakterystyczny głos Trevora Phippsa, mogący w końcu znudzić brakiem zróżnicowania.
Unearth powróciło w wielkim stylu. Większym niż ''III: In The Eyes of Fire'', i prawie tak genialnym jak ''Oncoming Storm''. Chociaż....
Oceńcie sami.
Grzegorz ''Chain'' Pindor