Nie lada gratka dla wszystkich fanów thrash metalu. Szwedzka oficyna I Hate Records postanowiła przypomnieć kolejną zapomnianą, a dla koneserów gatunku godną najwyższej uwagi kapelę. Tym razem niemiecki Minotaur i ich klasyczne demo "Power of Darkness", uzupełnione o cztery nowe nagrania z listopada 2010.
Jak po latach broni się stara szkoła metalu lat 80. ? Jak zwykle w takich wypadkach wszystko zależy od nastawienia odbiorcy.
Nie ma co ukrywać: "Power of Darkness" to propozycja dla zakochanych w brzmieniu starych, niemieckich kapel thrashowych - Kreator, Sodom czy Exumer. Minotaur spodoba się też fanom Venom, Possessed, Hirax, Slayera z okresu pierwszych dwóch płyt. Wszystko zatem jasne. Surowy, szybki, nieco mroczny metal do dziś mający tysiące zagorzałych zwolenników. Jeśli liczycie na dobrą produkcję, oryginalność, gitarowe solówki czy rozbudowane kompozycje, spokojnie możecie sobie darować kontakt z tą muzyką. Cała reszta ma szansę odnaleźć w Minotaurze zaginiony element pomostu między wczesnym black/speed metalem a klasycznym thrashem.
Reedycja "Power of Darkness" przynosi 12 utworów, w tym cover Def Leppard (równie thrashowy jak reszta płyty). "Demoniczno - mroczne" intro, takież teksty i tonący w bardzo surowo brzmiącej (czytaj: koszmarnie wyprodukowanej) muzyce wokal - czyli wszystko jak trzeba. Fani gatunku na pewno będą zadowoleni, bo mimo tych wad (a może dzięki nim) ten materiał broni się całkiem dobrze. Mamy rok 1987 (od tracku 9 - 2010), na świecie złoty okres przeżywa crossover, stare thrashowe kapele nagrywają świetnie brzmiące płyty, a tymczasem w Niemczech ukazuje się trochę spóźniony debiut wywodzącego się z owego wczesnometalowego nurtu Minotaura. Połowa lat 80. to najlepszy okres dla tej muzyki, która nigdy potem nie była tak surowa i agresywna. I taka jest też ta płyta. Nawet nowe nagrania, zarejestrowane pod koniec zeszłego roku, nie wyróżniają się specjalnie ani brzmieniem (może tylko wokal jest bardziej schowany za instrumentami), ani "przekazem". Zarejestrowany wówczas wspomniany cover spokojnie mógłby być po prostu kolejnym utworem Minotaura. Cóż, taka konwencja. Albo się ją kupuje z całą dobrodziejstwem inwentarza, albo odrzuca jako "staroświecką". Skądinąd wiadomo, ze Minotaur to propozycja przede wszystkim dla maniaków niemieckiego thrashu i tego nikt specjalnie nie ukrywa.
Zaskakujące, że pomimo faktycznie słabej produkcji reedycji "Power of Darkness" (warto podkreślić, że chodzi o demo, a nie LP - na tym drugim zawarte zostały dodatkowe utwory z lat 80., tutaj wyparte przez całkowicie nowe nagrania) słucha się całkiem przyjemnie. Oczywiście jeśli lubi się tę konwencję muzyczną. Płyta trwa dokładnie 33 minuty i 33 sekundy, a zatem na nudę nie ma czasu. Trudno powiedzieć by te piosenki wiele się od siebie różniły. Ale też nie muszą. W swoim stylu są po prostu sprawnie zagrane. Szybko i agresywnie, ze świadomością pewnej odtwórczości, dość jednak bezpretensjonalnej. Zresztą, wystarczy zerknąć na okładkę (półmrok, cmentarz na opuszczonej wyspie, jakby ruiny kościoła, złowrogo powyginane drzewo) czy typowe dla tamtych lat logo zespołu, by zrozumieć w czym rzecz. Wydawnictwo dla koneserów starego thrashu i ogólnie metalu lat 80. - tego nie skażonego dobrą produkcją i raczej mającego nikłą szansę na promocję w MTV.
Krzysztof Kołacki