Mastiphal

Parvzya

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Mastiphal
Recenzje
2011-07-01
Mastiphal - Parvzya Mastiphal - Parvzya
Nasza ocena:
8 /10

Czy połączenie black metalu i ballady brzmi jak oksymoron? Ta odnoga ciężkiej muzyki to jednak wojna i należy tylko pompować rower ku chwale Szatana? A może po prostu takiego jazgotu nie da rady słuchać na trzeźwo? Odpowiedź na zamieszczone tu pytania brzmi: nie.

Po różnych zawirowaniach muzycznych przyszło mi recenzować materiał ciężki jak kontener gruzu. Gniew, zło, mrok, Szatan. Plus oczywiście czarne kredki. I chociaż do słuchania zasiadłam z pewną nutką nieśmiałości, to i tak zawartość tego powrotnego albumu weteranów rodzimego blacku mnie zaskoczyła.

Po pierwsze wbrew obiegowej opinii (szczególnie głoszonej przez laików) dźwięki prezentowane w tym przypadku są jak najbardziej przyjazne słuchaczowi, który toleruje coś więcej niż Lady (z)Gagę. A po drugie, "Parvzya" to po prostu dobry materiał.

Zespół pomimo długiej przerwy nie wyszedł z wprawy. Album jest ciężki niczym kapcie Szatana, mroczny jak poglądy naszych polityków i klimatyczny niczym cmentarz późnym wieczorem. Łomocząca perkusja zasilana gitarami z piekła rodem (choć nie pozbawionymi przyjemnego rytmu), do tego wokal przypominający wiedźmę nabijaną na pal to kwintesencja tego, czego można by oczekiwać po zespole tej klasy. I ciężko byłoby zaprzeczyć faktowi, iż te oczekiwania zostały całkowicie spełnione. Po prostu 777, szanowni państwo! Nowy, szybszy Szatan!


Płyta, chociaż najcięższego kalibru, jest zaskakująco prosta w odbiorze. Przelatuje się przez wszystkie 10 kompozycji w tempie zastraszającym i... zaczyna się go słuchać od początku. Po prostu  te dzwony kościelne i kajdany z dodatkiem płaczu dziecka i jakimiś wrzaskami zawarte w intro dają jako takie wyobrażenie o tym, co na krążku najprawdopodobniej się znajdzie. I co bardziej bojaźliwych odstraszy. A ci, którzy nie uciekną jak baba zniosą z godnością i prawdopodobnym zachwytem zawartość.

Chociaż niektórych może zadziwić nieco swą lekkością tytułowy kawałek (chociaż ciężko nazwać go balladą jako taką), to reszta składa się z mocnego, szybkiego i rytmicznego łojenia, które przewija się w każdym kawałku. A ponieważ cały zestaw trwa niecałe 40 minut, na nudę nie można narzekać. Po prostu jest tyle ile potrzeba, aby słuchacz był całkowicie ukontentowany i za mało, aby go wykończyć.

Mastiphal zaserwował nam naprawdę konkretne, trzymające się klasycznych "norm" wydawnictwo, które zostanie na pewno docenione przez fanów gatunku, a być może nawet przysporzy zespołowi nowych wyznawców. Po ten krążek warto sięgnąć nawet jeśli nie jest się wielkim fanem black metalu, bo a nóż się nim zostanie? Szanse na to są naprawdę spore.

Julia Kata