Dożyliśmy, moi Drodzy, czasów, w których artyści mniej znani nie chwalą się na wstępie swoimi dziełami (piosenkami/płytami), tylko osiągnięciami na różnego rodzaju festiwalach i przeglądach. Nie oszukujmy się jednak - sami (przy współudziale Internetu) do tego doprowadziliśmy.
Obecnie nagranie piosenki czy nawet całej płyty to nie problem. Z tego powodu zalewa nas masa byle jakich dźwięków, wśród których ciężko jest wyłowić perełki. Może właśnie dlatego zespół Absynth, którego EPkę "Serce Dzwonu" dzierżę w łapach, autoprezentację zaczyna od litanii sukcesów grupowych i indywidualnych w konkursach festiwalowych.
Nie zamierzam oceniać, czy ten stan rzeczy powinien być miły sercu recenzenta czy też nie. Ważne, że chłopakom udało się mnie przekonać, bym tą trwającą nieco ponad 10 minut płytkę włożył do odtwarzacza i postarał się ją obiektywnie ocenić. Pierwszy egzamin zaliczony.
Egzamin numer dwa: oprawa całego przedsięwzięcia. Patrząc na zdjęcia i grafiki dołączone do EPki można łatwo wywnioskować, że Absynth ma pomysł na siebie, doskonale wie, co chce przekazać swoją muzyką i słowami. Poza tym, gdy we wkładce widzisz nazwisko Romana Kostrzewskiego, odpowiedzialnego za tekst i śpiew w tytułowym "Sercu Dzwonu", to wiesz, że powstały w 2007 roku w Tarnowskich Górach band nie jest jakąś efemerydą czy też krótkotrwałą zabawą. Ci panowie chcą to robić dalej.
I wreszcie test najważniejszy: zawartość muzyczna. Zaliczone! Zaliczone! "Moja wina" jedzie do przodu jak industrialny potwór , wypadkowa Rammsteina i Oomph!, tyle że panowie z Absynthu wkładają w swoją muzykę zdecydowanie większe proporcje elektroniki (bity rządzą!). Do tego dołączmy pomysłowy tekst (refren może troszkę zawodzi), zaśpiewany z punkową energią przez Łukasza Loskota. "Serce dzwonu" znów czaruje mocnym riffem i podkładem elektro w stylu dokonań Thy Disease. No i jest tu Roman - gdzieś tam dośpiewujący drugą partię swoim nawiedzonym głosem i wychodzący naprzód w refrenie. Bliżej mu tutaj do solowej twórczości, niż do wcielenia katowego. I wreszcie "Wędrowiec" - tu nawet rave’owa młodzież znalazłaby coś dla siebie. Ten numer mogłoby stworzyć The Prodigy, dorzuciwszy większą ilość partii gitar no i ambitny tekst! Najlepsze jest to, że przez cały czas nie można mieć wątpliwości, że mamy do czynienia z zespołem metalowym.
Na podsumowanie chcę dodać, że Absynth zdał także egzamin czwarty. Po przesłuchaniu "Serca Dzwonu" stwierdzam, że chcę ich zobaczyć na żywo, usłyszeć bity napędzane jeszcze głośniejszą perkusją i masakrujące uszy gitary. Mam nadzieję, że się doczekam. I że obiecana płyta długogrająca niebawem powstanie.
Jurek Gibadło