The Soulless

Isolated

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy The Soulless
Recenzje
2011-06-21
The Soulless - Isolated The Soulless - Isolated
Nasza ocena:
6 /10

Nie wiem pod czyją presją byli muzycy brytyjskiego Ignominious Incanceration, by pokusić się o zmianę nazwy i stylu wykonywanej muzyki, ale domyślam się, że głównym dyktatorem takiej decyzji nie byli fani, a nieszczęsna moda na metalcore, i fakt, że niestety, ale tylko z takim graniem teraz można się wybić...

Powyższa, trudna do wymowy nazwa, niosła ze sobą techniczny death metal na bardzo wysokim poziomie, mocno wypromowany na Wyspach. Rok temu, kilka tygodni po wypadku samochodowym przed Brutal Assault i po zażartych dyskusjach na forach internetowych, kwintet zmienił nazwę na The Soulless, a techniczny death metal zamienił na rip-off z August Burns Red. Na całe szczęście nawet jak na zrzynę w prostej linii, The Soulless gra muzykę, która mimo wszystko powinna przypaść do gustu nie tylko fanom wyżej wymienionej formacji (pomijając już Texas in July). A teraz zupełnie szczerze - ''Isolated'' to trzydzieści minut dosłownie i w przenośni wszystkiego tego, co już było przewałkowane dziesiątki razy i tylko najwytrwalsi fani gatunku będą odczuwać przyjemność w trakcie obcowania z tym utalentowanym zespołem, grającym generic metalcore z dziesiątkami super melodyjnych riffów.

Rzadko kiedy poważnie zarzucam coś zespołom z mojego ulubionego nurtu muzycznego, ale gdy wyraźnie słychać, co i z czyjej płyty zostało bardzo brzydko mówiąc: zajebane, to krew mnie zalewa. Brak krzty oryginalności i Bożej iskry jest wprost niewybaczalny, i choć bardzo bym chciał, to ''Isolated'' męczy mnie niemiłosiernie, a zmęczy podwójnie gdy za miesiąc ukaże się nowy album zespołu matki dla brzmienia i muzyki The Soulless, czyli August Burns Red.


Doceniam wszystkie aspekty techniczne (nieziemskie solówki i partie bębnów), robiące robotę breakdowny, ale w tym osobliwym przypadku - nie słyszę tego ''czegoś''. Póki co, The Soulless to mała pomyłka w katalogu Earache Records, twór nadający się do Good Fight albo do Victory, ale na legendę jeszcze zbyt mało oryginalny. Może przy drugim albumie wykażą się talentem i umiejętnościami, które wszyscy docenialiśmy w ich pierwotnej odsłonie.

I żeby tak jeszcze wokale były mniej monotonne! Amen!

Grzegorz ''Chain'' Pindor