Nawet nie chce mi się liczyć czasu, jaki minął od początków nagrań po datę premiery ''Rules of Symmetry''. Pełnoprawny debiut bydgoskiego Paulo Sergio miał być, według skromnego założenia chłopaków, fajnym materiałem, odzwierciedlającym ich inspiracje. A z drugiej strony, według oczekiwań nas - fanów i słuchaczy takiej muzyki, najlepszą jak do tej pory produkcją w tym kraju.
Dyskurs odnośnie tego, czy rzeczywiście jest to najlepszy materiał spośród nagrań Drown My Day, Final Sacrifice, Angelreich czy Before A Burning Earth mógłby się okazać kontrowersyjny, ale, przyznać trzeba, że ''Rules of Symmetry'' rzeczywiście wyróżnia się na krajowym poletku.
Przede wszystkim brzmieniowo, co ponownie jest zasługą Zvisha (ex-Drown My Day - przyp.red), który bije rekordy w długości realizacji nagrań, choć w tym jednym osobliwym przypadku, wina leży po stronie członków Paulo Sergio, bez przerwy domagających się poprawek. Ostatecznie, piekielnie długi okres oczekiwania na ''Rules of Symmetry'' wyszedł wszystkim na dobre. Przynajmniej pod tym jednym względem. Problem pojawia się w momencie, gdy po odsłuchu epki, staramy się sobie uzmysłowić, co dokładnie gra Paulo Sergio. Bo prawda jest taka, że mamy tutaj miszmasz deathcore'a z hc, a na melodyjnym graniu a'la For The Fallen Dreams kończąc. I nieprzypadkowo do Paulo Sergio przyległa łatka polskiego For The Fallen Dreams. No, o mnie za mnie, to gdyby utrzymać ten materiał wyłącznie w takiej konwencji, bez rozmieniania się na deathcore'owe drobne z blastami włącznie, mówilibyśmy tutaj o objawieniu na krajowej scenie. A Stojak i Czaban, obaj gitarzyści formacji, mają wystarczające umiejętności i pomysły by tworzyć w takiej stylistyce, a nawet i ponad to, czego dowodem jest chyba najbardziej zróżnicowana ''Omega''.
Zrezygnować z blastów, postawić na melodię i groove (tak jak w "XIII"), zapomnieć o wysokich rejestrach wokali, bo ewidentnie psuje to odbiór tego wydawnictwa, a niestety Nobel usilnie stara się drzeć niczym znienawidzony przeze mnie gardłowy Chelsea Grin. Utrzymany na równym poziomie scream frontmana Paulo Sergio idealnie pasuje do brutalnej odsłony zespołu, choć, ciekaw jestem jak wypadłby w czystych fragmentach, bo są miejsca gdzie takie partie by pasowały. A zamiast nich są gang shouts i breakdowny (śmiech). Na plus okładka Weroniki Kolinskiej (polecam uderzać do niej w sprawach graficznych), bardzo dobre solówki Czabana, które w starciu ze śladami gitarowych Final Sacrifice wypadają znacznie lepiej. Do tego zapędy by eksplorować terytorium znane dla Legend i For The Fallen Dreams. Podkreślam jednak, zapędy, bo przekombinowanie tego materiału aż razi w uszy, i mam nadzieję, że kiedyś tam, gdy już znajdą perkusistę na stałe i dojdą do porozumienia, co rzeczywiście chcą grać, uraczą nas wydawnictwem, które kolokwialnie mówiąc, wybije nas z butów.
Grzegorz ''Chain'' Pindor