Kwiecień to był ciekawy miesiąc. Nie, nie dlatego, że miałem urodziny. Dlatego, że wiele ciekawych rzeczy się wydarzyło. Prym w moim top 5 zaskoczeń w tym pięknym wiosennym miesiącu wiodła EPka "Did It For The Money" zespołu Wolfsbane, która wyskoczyła jak Filip z konopi i poustawiała mój muzyczny świat na nowo.
Gwoli wyjaśnienia - mimo iż jestem wielkim fanem Blaze'a Bayleya to nie za bardzo śledziłem nowości z jego obozu. Taki mam stosunek do tego wszystkiego, nie czytam newsów, nie szykuje się pół roku wcześniej na jakieś nowości. Gdy coś jest to kupuje. Więc jakież było moje zaskoczenie, gdy wszedłem do sklepiku na stronie Blaze'a Bayleya natchniony szukaniem zapowiadanej re-edycji jego dwóch pierwszych solowych płyt i zobaczyłem tam do zakupienia mini-album...Wolfsbane!
Dla nieobeznanych w temacie, Wolfsbane to kapela, w której udzielał się Blaze Bayley przed tym jak dołączył do Iron Maiden. Trzeba też zauważyć, że to zespół dzięki któremu dostał się do Maidenów. Bo to na wspólnej trasie Wolfsbane z Iron Maiden Steve Harris zachwycił się niesamowicie naturalną "konferansjerką" Blaze'a i jego możliwościami wokalnymi. Zespół rozpadł się w 1993 roku z wiadomego powodu, jednak gdy Bayley został wykopany z Żelaznej Dziewicy nikt nie wyrażał chęci reaktywacji grupy. Coś jednak zaczęło się dziać parę lat temu, gdy Wolfsbane zagrał w UK kilka powrotnych koncertów. Blaze również ciągle przyjaźnił się z Jasem Edwardsem, gitarzystą Wolfsbane. I w momencie, gdy gruchnęła wiadomość, że Blaze Bayley Band się rozpadł nie było innego wyjścia...
...Howling Mad Shitheads are BACK!
I wracają w wielkim stylu, pomimo iż jest to tylko EPka (duży album zapowiedziany na jesień). Ludzi nieobeznanych ze stylem, który prezentuje zespół jest zapewne wielu, więc szybko wyjaśnię jaką muzyczną propozycją jest "Did It For The Money".To pięknie archaiczny heavy/hard metal, nad którym unosi się słodka woń alkoholu, kobiet, seksu i seksu z kobietami (to cytat z Blaze'a) z domieszką punk rocka. Słowem lajtowe, acz ciągle mocne, granie poruszające luźne tematy i bardzo, ale to bardzo miłe w odczuciu. Muzyka do relaksu po prostu.
Co najfajniejsze, "Did It For The Money", czyli jedyny nowy utwór na EPce brzmi jakby Wolfsbane nie rozpadł się prawie dwie dekady a tydzień temu! Jest w nim zawarty ten cały charakterystyczny Wolfsbane'owy duch, którego nie da się pomylić z niczym innym. Bo za to właśnie kocham Anglików, są rozpoznawalni, a przy tym wciąż mnie zaskakują. "Did It For The Money" osobiście zaskoczyło mnie połączeniem mocarnego soundu ich ostatniej regularnej płyty "Wolfsbane" z duchem "Kathy Wilson", miodzio. Pozostałe cztery kompozycje uzupełniające srebrny krążek to na nowo nagrane starsze kawałki. "GSB" (w którym Blaze udowadnia niedowiarkom, że jednak umie śpiewać) i "Dance My Tune" z dwóch pierwszych demówek (słowem - dla wielu zupełnie nowe utwory, bo te demka są praktycznie rzecz biorąc nie do zdobycia) oraz "Killing Machine" z debiutu plus "Limo" w specjalnej wersji pożyczającej refren z "My Face", bomba pomysł!
Dla mnie ta EPka jest rewelacyjna, tak samo jak rewelacyjnym jest fakt, że Wolfsbane wraca. W czasach dogmatów i paradygmatów, bycia true i szlachtowania smoków w świecie heavy metalu ta kapela jest potrzebna jak nigdy. Wolfsbane wraca by pokazać, że można nagrywać luźny metalizowany hard rock, nie popadając w pajacowanie (jak chociażby Nanowar) ciągle prezentując wysoki poziom. Wolfsbane nie zrobiło tego dla pieniędzy, zrobiło to, by pokazać Wam, słuchaczom, czym jest zajebista muzyka.
Grzegorz Żurek