Turisas

Stand Up and Fight

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Turisas
Recenzje
2011-06-03
Turisas - Stand Up and Fight Turisas - Stand Up and Fight
Nasza ocena:
3 /10

Nareszcie! Losie dziękuję! W końcu! Po wielu dobrych płytach, które otrzymałem do recenzji od Magazynu dostałem album, który mogę w zgodzie z własnym sumieniem zmieszać z błotem i wylać nań kubeł pomyj! Oto wesoła jak pajacyk na sznurku płyta "Stand Up and Fight" śmiesznych ludzików z Turisas.

Po prostu uwielbiam, nie ukrywam tego, pastwić się nad epic true heavy as ch*j metalem. Zbiegowiska gołotorsych młodzieńców w skórach z bobra i naoliwionymi mieczami to, przyznacie, wdzięczny obiekt drwin. W tym gatunku tylko parę rzeczy przemówiło do mojego poczucia estetyki, a mianowicie kilka kawałków ManOwaR (się wie!) i może "Sweden" Rebellion. Reszta band sławiących męstwo, honor, odwagę i walczenie za metal, wespół z wesołymi refrenami i klawikordami casio na stanie, zazwyczaj wywołuje u mnie odczucia schizoferniczne. Chyba, że rozumiecie to tak jak ja, iż styl macho w jakiś sposób podszyty był zawsze pewną dozą, pozwolę sobie sparafrazować rodzimego mistrza semantyki, ukrytej opcji homo.

Bo zrozumcie mnie o cni wojownicy, którzy już na mnie ostrzą topory w WoWie, męskość dzieli się na trzy typy. Pierwszy typ to, zacznę od dupy strony, kategoria "inne". Nie wiecie o co chodzi? To wpiszcie "Baby" na YouTubie i zobaczycie pewnego młodziana z grzywką za tysiąc dolarów... Druga kategoria to mężczyźni, dla których rozrywką jest oglądanie w kolejnych filmach tego samego uśmiechu Clinta Eastwooda i machanie banią do Black Label Society. Boże, dziękuję za przynależność do tej grupy. No i jest opcja numer trzy, czyli fani Dungeons and Dragons, którzy podeszli do tematu zbyt dosłownie i rzucili swą cnotę na karb walki o wolność Gondoru...To właśnie do tych ostatnich skierowany jest nowy album Turisas, bombastyczny i wesoły jak Legolas po Lembasach.


Chociaż i tak jestem dumny z Finów. Wytrzymali aż 54 sekundy na "Stand Up and Fight" bez zapodania wesołego chórku. Po wspomnianej około minucie trzymania w nadziei na epicki heavy metal, który zniosę, panowie (i pani) rozpędzają się z wesołą propozycją muzyczną, która w ich mniemaniu ma nastrajać na epickie boje w klimatach fantasy. Mnie głównie to śmieszy, acz fani Tibii zapewne będą wniebowzięci. Ech, gdzie te czasy "Baldur's Gate'a", no nieważne... Po mdłym wstępie robi się jeszcze gorzej. "Take the Day!" operuje orkiestracjami (plus, że żywe instrumenty, nie "klawisz") z pogranicza radosnej potańcówki w elfim obozowisku. Szczytem i tak dla mnie pozostaje "Hunting Pirates". Cóż, oglądałem "Piratów z Karaibów", czytałem część epopei o Drizzcie Do'Urdenie R.A. Salvatore'a o ściganiu piratów na "Duszku Morskim" i nie  tak wyobrażałem sobie soundtrack do bitew morskich... Tej masakry trzeba po prostu posłuchać samemu i przychodzi mi tu na myśl jedynie wesoła piosenka o piratach z YouTube'a ("You are a pirate" wpiszcie i zrozumiecie). Najsmutniejsze jest to, że Turisas mają fajne pomysły na riffy i momenty, w których pokazują, że gdyby nie faza "true" i wojownicze zapędy mogliby tworzyć niezły heavy metal. Takiego "The Great Escape" nie powstydziłby się ManOwaR, gdyby nie te pojawiające się znikąd zaśpiewy niszczące moc kawałka. Śmieszy mnie też użyty w kontekście tak wesolutkiej propozycji muzycznej growlo-krzyk, który wyskakuje tu i tam jak królik z kapelusza i ma się do całości jak pięść do nosa.

Wystarczy spojrzeć na zdjęcie zespołu we wkładce płyty, by zobaczyć, że Turisas to zespół, który chyba nie rozumie za dobrze pojęć "ironia", "dystans" czy "dobry smak". Umazani sztuczną krwią wojownicy w jakichś skórach, ech, wrażenie to może robić tylko na gimnazjalistach. Ta bezpośredniość Finów to ich największy problem. Podeszliby do tematu na luzie i może by wymodzili coś strawnego. Tak, dostajemy na "Stand Up and Fight" pseudo-epicki bełkot trącający myszką i kiczem. Nie moje klimaty, nie mój styl, mam prawo nie trawić i nie trawię tego. Fani moczenia klingi we wnętrznościach goblinów pewno łykną tą płytę w ciemno. Ja idę szukać moich "Lucky Strike'ów" i włączę sobię po raz kolejny "Gran Torino" odpalając browar, a po filmie Motorhead. Taki już ze mnie mało wojowniczy oportunista.

Grzegorz Żurek