Evita

Minutes and Miles

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Evita
Recenzje
2011-06-06
Evita - Minutes and Miles Evita - Minutes and Miles
Nasza ocena:
8 /10

Kiedyś już recenzowałem ten materiał dla innego magazynu. Od tamtej pory moja opinia o Evita się nie zmieniła, a wyrobione już zdanie zostało przycementowane przez powrót chłopaków na scenę.

Brytyjska prog metalowa formacja Evita to, obok No Consequences i The Eyes of A Traitor, najlepszy tego typu akt na Wyspach. W dodatku z przerażająco niską średnią wieku członków zespołu.

Z Evitą warto się poznać choćby z jednej prostej przyczyny - by jako, powiedzmy sobie, nowomodny metalowy laik, liznąć po trosze wszystkiego tego, co teraz nie tylko trendy, ale przede wszystkim sensowne w metalowej muzyce. Dlatego też kwintet z Bristolu zgrabnie łączy ambient, progresywny (tradycyjny) metal z djentem, szeroko rozumianym metalcore, a nawet z częściowym chrześcijańskim przekazem. Zaiste, jest to mieszanka mogąca przyprawić o mały zawrót głowy, aczkolwiek nie ma się czego bać, to nie tak trudna w odbiorze twórczość jak choćby w przypadku Galleons czy The Arusha Accord. Dźwięków jest mniej, a techniczne aspekty gry Brytyjczyków nie wysuwają się na pierwszy plan, co w rezultacie nie przeszkadza w recepcji ''Minuts And Miles''.

Album składa się z dziesięciu kompozycji utrzymanych w średnio szybkich tempach, mocno osadzonych w polirytmicznym środowisku, pełnych świetnych przejść zwłaszcza pomiędzy partiami granymi na stopach a tomami. Perkusista formacji wykazuje się sporą kreatywnością (nawet w materii breakdownów) oraz wyczuciem groove - w pewnym sensie podobnego do stylu gry Dana Searle z Architects czy Sama Brennana z The Eyes of A Traitor. Rozwiniętym zmysłem muzycznym wykazują się również obaj gitarzyści, co objawia się nie tylko w bardzo przestrzennych, łatwo zapamiętywalnych riffach, ale przede wszystkim w partiach solowych. Czasem żałuję, że nie znam się na aspektach gry na gitarze, ale wiem, że solo w ''Beneath my Feet'' może robić wrażenie!

Jednakowoż największym atutem zespołu jest frontman - Aaron Beider, dysponujący bardzo zróżnicowaną barwą głosu, choć jak dla mnie, na ''Minutes And Miles'' jest zdecydowanie za mało czystych wokali. Co prawda, scream Aarona idealnie wpisuje się w strukturę poszczególnych utworów, ale to właśnie śpiew cudownie okrasza kompozycje zespołu. Dziś, dwa lata po rozpadzie grupy, kiedy to sami członkowie zadecydowali by zespół powrócił do żywych, przy okazji nagrywając nowe kompozycje - wiadomo już, że Aaron mocno pracował nad swoimi umiejętnościami jako wokalisty - już niekoniecznie metalcore'owego a w bardziej rockowej formule - podobnej do często wspominanego przeze mnie w wywiadach Lower Than Atlantis.

Sprawdźcie koniecznie otwierający album ''Cracks In The Wall'', zachwyćcie się ambientowymi pasażami, chórkami w tle, a przede wszystkim pomachajcie główką do dobrej gitarowej muzyki. W końcu co jakiś czas trzeba, a ''Minutes And Miles'' zdecydowanie jest do tego idealnym soundtrackiem.

Grzegorz ''Chain'' Pindor