Wschód naszego kontynentu jawi się jako manufaktura produkująca coraz to ciekawsze twory, oscylujące głównie wokół core'owych dźwięków. Niezależnie, czy to sama Rosja, czy byłe państwa Federacji, wszystkie mają smykałkę do tego typu grania.
Nie wiem jak oni to robią, ale w samej Moskwie czy St. Petersburgu natężenie deathcore'owych kapel jest większe niż w 36 milionowej Polsce. Dodajmy do tego, że debiutanci z Federacji Rosyjskiej są o niebo lepsi technicznie niż nasi grajkowie, mają pomysł na swoją muzykę i, ostatecznie, brzmią też (paradoksalnie) bardzo zachodnio - tutaj w kontekście profesjonalizmu.
Do panteonu ekip siejących dźwiękowe zniszczenie dołączają panowie z Sarah Where is My Tea. Bladego pojęcia nie mam jak wpadli na tą jakże uroczą nazwę, ale przy najbliższej możliwej okazji pozwolę sobie zapytać. Za to za szyldem, nie kryje się żadne emo-płaczliwe smucenie, a czasem trudna w odbiorze muzyka, pełna niezliczonych zmian tempa, gęstych partii perkusji, z blastami włącznie (''Kind and Beautiful''), bo jakże inaczej, melodiami, których nie powstydziliby się zarówno krajanie z Apostate jak i popularni chrześcijanie z August Burns Red. Techniczny aspekt twórczości Sarah Where Is My Tea stawia ich bliżej kanadyjskim hordom, niźli bezkompromisowym młodzianom z nomen omen zaprzyjaźnionego My Autumn. Ci ostatni mają swój gościnny udział w debiucie Sarah Where is My Tea, dokładnie w ''This is Not Twilight'' śpiewa Andrey.
''Desolate'' praktycznie nie ma wad, a teoretycznie owszem - bo jeśli jesteś ''emofobem'' wizerunek oraz część tekstów zespołu może Cię poważnie odrzucić. Problem z postrzeganiem muzyki przez pryzmat image kapeli, który przy okazji nie jest pedalski, a po prostu trendy, ujawnia się coraz częściej. A warto sobie uświadomić, że liczy się tutaj muzyka, która, jeśli by skreślić termin core (bo rzeczywiście hc to tu nie ma ani grama), byłaby najzwyklejszym w świecie death metalem, zagranym nowocześnie bez oglądania się za siebie o 20 lat wstecz. Zmieniły się standardy nagrań i sama muzyka. Sarah Where is My Tea to równie dobrze death metalowcy dla fanów m.in. Neuraxis czy Ion Dissonance jak i młodzieżowi deathcore'owcy, którzy przypadną do gustu zarówno sympatykom My Autumn, Chelsea Grin jak i... Oceano.
Mimo wszystko, w twórczości Sarah Where is My Tea króluje melodia, a to plus, który w ostatecznym rozrachunku zadecydował o tak wysokiej nocie. Przekonajcie się do breakdownów, cieszcie złożonymi melodiami i jarajcie zdolnościami obojga gitarzystów. Jest czego słuchać, zarówno dla fanów ostrego naparzania, jak i dla tych, którzy cenią sobie przestrzeń, emocje i progresywne podejście do tematu. Idealny debiut dla młodych Rosjan i sygnał dla reszty - konkurencja robi się coraz mocniejsza.
Grzegorz ''Chain'' Pindor