Goregrind to gatunek niszowy, kontrowersyjny i zarazem mityczny. Dla wielu to po prostu "ciągłe blasty i chrumkanie", nie wiadomo dlaczego mające grono wiernych fanów. Tymczasem zarówno klasycy i prekursorzy, jak i współczesne tuzy gatunku grają zupełnie inaczej.
Można wręcz zaryzykować tezę, że ww estetyczne wyróżniki goregrindu pasują raczej do najnowszych dokonań przedstawicieli porn - i cybergrindu niż muzyki tworzonej przez kontynuatorów linii Carcass/ Impetigo, legendarnych pionierów death`n`gore. Tak też jest w przypadku Haemorrhage - jednego z najciekawszy współczesnych przedstawicieli tej sceny.
Ich nowy album ukazał się nakładem Relapse Records i już sam ten fakt powinien skłonić do bliższego zapoznania się z tym krążkiem. "Hospital Carnage" to 15 utworów, z których najkrótszy twa i tak dłużej niż przysłowiowe, grindowe "30 sekund". Rzecz jasna Haemorrhage nie zwariowali i nie zaczęli np. grać melodyjnego death metalu, ale jednak ortodoksyjny goregrind to nie jest. Owszem, w tekstach wciąż króluje makabra i estetyka "horroru klasy ż", jednak muzycznie jesteśmy w innych rejonach niż wczesny Carcass, Impetigo czy tym bardziej Cock and Ball Torture. Haemorrhage, podobnie jak wiele innych współczesnych kapel grindcore, preferuje zarówno tradycyjne blasty, jak i punkowy d-beat. Gdyby nie gore`owa warstwa liryczna można by pomyśleć, że to kolejne wydawnictwo Agathocles czy Phobia. Podobnie jak wymienione kapele, Hiszpanie nie rezygnują z death metalu, chociaż dawkują go oszczędnie. Wiedzą kiedy zwolnić (mniej więcej połowa płyty), a kiedy trzeba - atakują z furią najlepszych przedstawicieli sceny fastcore/powerviolence (utwór finałowy).
"Hospital Carnage" trwa niewiele ponad pół godziny. Większość utworów nie trwa więcej niż 2 minuty, ale też nie spotkamy tu kilkusekundowych blastbeatów. Nie jest to album ani nużący, ani monotonny. Haemorrhage udowadniają, że są faktycznie w ekstraklasie współczesnego grindu. Czerpią z death metalu, crust punka, powerviolence/fastcore, nie zapominając cały czas, że są kapela gore`ową. W rezultacie unikając bycia kopią Carcass, twórczo rozwijają pomysły Brytyjczyków. Gdy słucham ich najnowszego albumu, nie dziwię się, że przygarnął ich właśnie Relapse. Wytwórnia ta słynie z promowania najciekawszych kierunków rozwoju muzyki ekstremalnej i bacznie spogląda też na scenę grindową (dlatego w ich katalogu znajdziecie m.in. Agoraphobic Nosebleed czy The Locust). Debiut Haemorrhage w barwach Relapse był więc kwestią czasu.
Jeśli do szczęścia w grindcorze nie jest wam potrzebny polityczny przekaz, a oprócz Napalm Death kochacie horrory gore - ta płyta jest dla Was. Nie ma tu specjalnych innowacji czy eksperymentów, ale w swoim gatunku to naprawdę solidna robota i świetne (również od strony edytorskiej) wydawnictwo. Polecam wszystkim fanom blastów, d-beatu i w ogóle punk/hardcore/metalowej ekstremy.
Krzysztof Kołacki