Nomadzi po kilku latach wędrówki przybyli na kolejny ląd, rozświetlony miliardami gwiazd, chłodny, bardzo...kosmiczny. Kilka lat tułaczki nie zmieniło kierunku podróży gromady muzycznych wędrowców, ale nakierowało ich na nowe rejony poszukiwań.
Słowem - nasi rodacy z Nomad, znani wybrednym jako "drugi zespół tego Setha z Behemotha" a bardziej rozgarniętym jako bardzo rozwojowa kapela, powraca z zagmatwanym, jak tok rozumowania prezesa naszej największej politycznej partii opozycyjnej, albumem.
W otwierającym krążek intrze zespół zadaje pytanie: "Are you ready?". Słusznie, bo "Transmigration of Consciousenss" to wyprawa w te odmęty death metalu, które nie będą pasowały wszystkim maniakom tego typu grania. Już pierwszy utwór "The Demon's Breath" zdradza zamiłowanie Nomad do niejednoznaczności. Trochę kosmicznych sampli i regularnie miarowy rytm przywodzi odległe skojarzenia z Hate, jednak to dalej ten Nomad, który znamy chociażby z "The Independence of Observation Choice". Potężny, diabelny i mroczny. Gitarowe zagrywki pod koniec rzeczonego utworu wywołują ciary na całym ciele, dodając aż taką dawkę mistycznego klimatu, że pentagram aż sam się odwraca. Szacun tym większy, że było nie było są to ledwie dwa dźwięki na (odwrócony) krzyż. I po tym można poznać najlepszych, że minimalną ilością środków budują coś niesamowitego.
Dużą zaletą "Transmigration of Consciousness" jest również różnorodność w obrębie wybranej stylistyki. Większość kawałków to głęboko osadzone, brzmieniowe walce, rozjeżdżające swym ciężarem słuchaczy na miazgę. Raz jednak mamy motywy bardziej w stylu ostatniego Lost Soul (vide "Indentity with Personification"), drugi raz bardziej w klimatach Behemoth z okolic "Zośki" ("Pearl Evil"). Wszystko podszyte jest pochowanymi w miksie samplami, dodającymi niepokojącego klimatu atakującego zewsząd kosmicznego chaosu. I tu nachodzi mnie refleksja, jak bardzo wyprzedzającym swój czas było "Immerse in Infinity" Lost Soul, który na naszej scenie jako pierwszy wybrał się w wędrówkę po wszechświecie. Jasne, Nomad od zawsze balansował na granicy odkrywania nieznanego, ale fakt faktem, dopiero teraz puścił wodzę twórczej fantazji ze smyczy.
"Transmigration of Consciousness" zatem to płyta bez "hitów", ale z dużą dozą okultystycznej magii, pełna niejednoznacznych kompozycji, w których Nomad rezygnując z szybkości dodał mocy i mistycyzmu. Weźmy taki niemal wzruszający "Flames of Tommorow", cholernie ciężki do oceny z frapującym zakończeniem. Czy niemal orkierstrowy początek "Raised Irony", poezja. Jednak tak jak napisałem - maniacy death metalu spod znaku "szatan, blasty, Benedykt XVI" znajdą tutaj tylko szatana. Nomad w 2011 roku postanowił udowodnić, że Zły może patrzeć również z utworów o wolniejszych tempach...i dobrze! Zamiast kopiować na siłę Morbid Angel czy Deicide, Nomad pokazuję nam swój własny sposób na death metal. Dobrze się dzieje na naszej scenie mocnego grania. Może ta płyta nie zostanie "album of the year" na portalach metalowych, ale artystycznie jest bez wątpienia osiągnięciem kapeli.
Grzegorz Żurek