Of Legends

Stranded

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Of Legends
Recenzje
2011-04-04
Of Legends - Stranded Of Legends - Stranded
Nasza ocena:
9 /10

Of Legends to rodzynek w katalogu Season of Mist, debiutant mający szansę narobić sporo zamieszania na szeroko pojętej scenie metalcore. I mam tego stu procentową pewność. Kiedy słucham ''Stranded'' odnoszę wrażenie, że autorski projekt Luisa Dubuc (m.in. The Secret Handshake) to taka wściekła odpowiedź na zdobywający coraz większą popularność djent - a przy okazji - dowód na to, że progresywny metalcore ma się bardzo dobrze, i to nie tylko za sprawą Elitist, In Trenches czy No Consequences.

Na ''Stranded'' składa się dwanaście konkretnych strzałów między oczy, będących czymś pomiędzy szaleństwem The Dillinger Escape Plan, ciężarem The End i matematycznego groove znanego dla (co nikogo nie zdziwi) Meshuggah, bo kogóż by innego. Luis Dubuc wraz z przyjaciółmi sprokurował album będący swoistym manifestem dla współczesnej sceny muzycznej. Krążek, choć łączy elementy, które już znamy z dokonań innych grup, jest niemożliwie świeży, co pozwala wierzyć w metal w ogóle. Stagnacja jeszcze nam nie grozi, i takie zespoły (a może dosadniej - projekty) jak Of Legends są tego żywym przykładem.

Co warto odnotować, do nagrań ''Stranded'' Luis Dubuc zaprosił jednego z czołowych perkusistów nowego millenium - Travisa Orbina, doskonale znanego z ostoi djentu w postaci Periphery oraz jednego z ciekawszych projektów w świecie metalcore - Sky Eats Airplane. Z takim perkusistą nie można grać złej muzyki - z samego założenia, bo jak przyznaje sam perkusista, tyka się tylko ambitnych projektów, choć mimo wszystko wciąż osadzonych w metalu. Dlatego też, jeżeli chodzi o samą rytmikę, Travis serwuje nam szeroki wachlarz umiejętności, od mocnych breakdownów, przez rozpędzone do granic możliwości blasty (''False God''), po jego znak firmowy - polirytmię (zdecydowana większość albumu).

Niespodzianką jest celowe skracanie kompozycji do minimum, mniej więcej dwuminutowych form - czego za nic w świecie tak naprawdę nie słychać. To, co u innych jest wadą, w przypadku Of Legends jest zaletą. Ten album płynie i jawi się jako monolit z jednym tylko wyjątkiem - nie do końca metalowym eksperymentem w postaci niemalże post-rockowego, ale i bardzo niepokojącego klimatem, monstrualnego ''We Wish Death''. Słychać w nim zarówno inspiracje Neurosis jak i młodszymi, ale równie zasłużonymi dla nurtu Szwedami z Cult of Luna. I dodam jeszcze, że wszystko to dzieje się od trzeciej minuty utworu, praktycznie bez udziału bębnów, a jedynie instrumentów basowych, kilku ścieżek syntezatorów i gitary elektrycznej.

Wokalnie prosto - bez rewelacji. Luisa cechuje dość popularna maniera ''śpiewania'' i choć screamy w jego wykonaniu doskonale pasują do gęstej i agresywnej muzyki Of Legends, brakuje mi tutaj zróżnicowania, choćby próby zaśpiewania inaczej, a może po prostu melodyjniej? Z drugiej jednak strony wybaczam mu to, ponieważ Luis jest wyłącznym autorem całej muzyki, więc powiedzmy, że wokale mógł sobie trochę odpuścić. ''Stranded'' nie posiada jednego motywu przewodniego w tekstach, a szkoda, bo nawet o zombiakach czy nadchodzącej (kiedyś tam) apokalipsie poczytałbym i posłuchał szerzej. W każdym bądź razie debiut Of Legends to obowiązkowa pozycja w tym roku, zarówno dla fana Converge (z racji na przybrudzone brzmienie) jak i naszego rodzimego Cruentus, nawet nie wspominając a o tych, którzy kochają siedmiostrunowe wiosła.

Grzegorz ''Chain'' Pindor