Niektórzy uważają, że gitara basowa (czy nawet, generalnie, sekcja rytmiczna), pełni w muzyce funkcję służebną względem gitarzystów czy wokalistów. To przecież oni wypełniają treścią szkielet kompozycji, wykreowany przez sekcję, a taki już nieszczęsny los szkieletu, że będąc niezbędnym i kluczowym dla istnienia całości, pozostaje zwykle niedoceniany.
A przecież to gitara bywa przereklamowana, niekiedy wręcz zbędna. Dowiódł tego choćby dwuosobowy projekt Karl Marx was a Broker, którego epkę recenzowałem kiedyś w Gitarzyście; dowodzi tego i estoński duet Talbot. Magnus Andre zaopiekował się basem, Jarmo Nuutre wybrał perkusję. Panowie podzielili się klawiszami i elektroniką, jak również partiami wokalu. To wystarczyło, by nagrać znakomity, bogaty i wielowątkowy album. A gitara? Ktoś w ogóle potrzebuje gitary?
"EOS" pierwotnie wydany został własnym sumptem przez zespół, na szczęście jednak Talbot szybko trafił pod skrzydła Slow Burn Records, która wypuściła digipackową reedycję krążka. Dobrze się stało, bo kapela bez dwu zdań na to zasługuje. Powodów jest kilka. Po pierwsze, brzmienie. Tak masywnego, ciężkiego soundu, wytworzonego w głównej mierze przez agresywny, głośno pracujący bas, mogłoby Estończykom pozazdrościć wiele innych ’klasycznych’ kapel. Nie tylko nie odczuwa się tu braku gitary; jestem wręcz przekonany, że właśnie dzięki niemu muzykom udało się uzyskać tak intrygujący i świeży efekt. Kto jednak powiedział, że bas nadaje się tylko do tworzenia stutonowych nut? Zwróćcie uwagę na niespodziewane, gwałtowne przyspieszenie w "Coach". Po prostu, coś pięknego.
Talbot porusza się przeważnie w granicach doom metalu i sludge, ale z równą łatwością sięga po spokojniejsze dźwięki, gdzieś z pogranicza post rocka, a nawet psychodelii czy space rocka. Ten kosmiczny element to zasługa doskonale wykorzystanych efektów i syntezatorów. Dzięki nim "EOS" zyskał sporo dodatkowej przestrzeni, a kiedy trzeba, także łagodności. Swoją rolę spełniają tu również podwójne wokale. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że dawno nie słyszałem tak udanego duetu, gdzie głęboki, klasycznie doom metalowy growl wspomagany jest przez czysty śpiew, który naprawdę dobrze komponuje się z muzyką. Wszystkie te elementy tworzą unikalną, kolorową i bardzo spójną mieszankę. Rewelacja.
Szymon Kubicki