Relentless, Reckless Forever
Gatunek: Metal
Children of Bodom nagrało kolejną porcję muzyki dla dużych chłopów. Ponownie zachwycają swoich fanów, jednocześnie irytując "prawdziwych" metalowców i tych, którzy od muzyki wymagają czegoś więcej niż tylko agresji połączonej z banalną melodyką.
Poprzedni album Dzieciaków znad Bodom, "Skeletons in the Closet", zawierał covery nagrane przez zespół, w tym ich słynne wykonanie "Ooops!... I Dit It Again" z repertuaru… Britney Spears. Ich nowa płyta zawiera już bardziej poważny materiał. Przynajmniej w warstwie muzycznej, ponieważ czytając już same tytuły utworów - "Roundtrip To Hell And Back" czy mój liryczny "faworyt", "Pussyfoot Miss Suicide" - można poddać w wątpliwość dojrzałość Alexi’ego Laiho i jego kolegów.
Pomijając jednak jakość i sens tekstów zespołu, skoncentrujmy się nad muzyką. Stylistyka Children of Bodom ewoluuję bardzo powoli. Na pierwszych płytach Finów w ich twórczości można było odnaleźć pewne subtelne, ale dosyć nęcące, elementy black metalu. Dziś w dźwiękach grupy można usłyszeć raczej więcej wpływów thrashu i heavy metalu. Cały czas jednak trudno doszukać się tutaj czegoś więcej, niż tylko sporej dawki - dosyć banalnych - melodii, w miarę szybkich temp i usilnej chęci nagrywania przebojów dla mało wymagających odbiorców. Wszystkie kompozycje oparte są na podobnym schemacie i patentach, przez co album jako całokształt szybko może znudzić i zachęcić słuchacza do jego odłożenia na półkę.
Nie sposób zarzucić cokolwiek technice gitarzystów, których gra - a zwłaszcza solówki Alexi’ego - stanowi największy atut albumu. Wrażenie mogą robić ewentualnie także pojedynki na linii gitara prowadząca-klawisze. Gorzej jest już z sekcją, zwłaszcza z perkusją, której gra z reguły opiera się na wybijaniu dosyć protego rytmu.
"Relentless, Reckless Forever" jestem w stanie uczciwie polecić tylko zagorzałym fanom Children of Bodom, którym nie znudziła się ich, mocno już wyeksploatowana, stylistyka. Zespół - choć ich staż na scenie nie jest szczególnie długi - już teraz jawi się jako odpowiednik Iron Maiden czy AC/DC. Muzycy nie przykładają się nazbyt do eksplorowania nowych rejonów muzycznych. I choć można byłoby zaakceptować fakt, że ich ambicje nie wykraczają poza to, co tworzą obecnie, warto zauważyć, że z powyższym materiałem, mają znikome szanse na zapisanie się na kartach historii na podobnych zasadach co wymienione przed chwilą formacje.
Jacek Walewski