Mieliśmy już niejedną okazję prezentowania Samo na łamach naszego serwisu. Tym razem przyjemność pisania o tym interesującym projekcie jest jeszcze większa, ponieważ fani nareszcie doczekali się wydania ich, w pewnych kręgach legendarnego, debiutu.
Gitarzysta Robert Gasperowicz miał szczęście grania w ambitnych i w pewnym sensie wizjonerskich zespołach. Był w składzie Slashing Death - w którym bębnił, znany później z Vader, Docent - zaś od 2002 r. tworzy pod szyldem Samo. W związku, że stopień awangardy w muzyce rzadko idzie w parze z umiarkowanym choćby sukcesem komercyjnym, twórczość grupy nie zyskała aplauzu wśród wydawców. Dlatego też materiał, zarejestrowany jako debiutancki album grupy, nie został nigdy przedtem oficjalnie wydany.
Nie dziwi więc decyzja Roberta, by niedługo po starcie jego labela, Czoło, przygotować w końcu do oficjalnej publikacji "S1".
Materiał, mimo upływu blisko dekady, nie zestrzał się ani trochę i nadal zaskakuje wieloma rozwiązaniami. W kwestii stylistycznej całość plasuje się, gdzieś pomiędzy - nazwa ta musi niestety paść - Meshuggah a zapomnianym dziś polskim tworem, Kinsky (będący pewnym ekstremum w graniu tego typu muzyki). Muzyka Samo to nerwowa, poszarpana gmatwanina dźwięków na pozór zwykłych, skomponowanych jednak w tak nieschematyczny sposób, że tworzących pewną nową jakoś.
Słuchacz zapraszany jest tutaj w niebezpieczną grę, której wygraną jest odpowiedź na pytanie - czy to wszystko wynik chłodnej matematycznej kalkulacji, czy ryzykowne eksperymentowanie z pierwszymi oznakami szaleństwa. Członkowie grupy bawią się niejako jego układem nerwowym. Budują, często niewyładowywane ostatecznie, napięcie, uderzają w mało spodziewanych momentach, atakują narząd słuchu soniczną kakofonią, by po chwili… zamilknąć. Eksperymentując z całą koncepcją pozostawiają spore niedopowiedzenia w warstwie muzycznej. Wszystko to powoduje, że debiut Samo wydaje się albumem niebezpiecznym i bezwzględnym dla psychiki słuchającego.
Muzycy w interesujący sposób podeszli także do rejestracji poszczególnych instrumentów na płycie. Struny gitary basowej Radka Gabryckiego w czasie sesji uderzały chyba o gryf. Niskie strojenie nadało brzmieniu basu głębi i wyraźnego "doła". Świetnie współgra to z gitarą Roberta. Perkusista Wojtek Szymański porusza się zaś w mocno niestandardowych podziałach rytmicznych (polecam wsłuchać się w jego grę w "Brain Machine"). Niebagatelną rolę w całości odgrywa wokal Piotra Wasyluka, który swoimi czystymi partiami dodaje muzyce wiele przestrzeni, ale także zwiększa schizofreniczny nastrój całości. Rezygnując z typowych growli odsunął także od zespołu porównania do Szwedów z Meshuggah, które, choć drażniące, z pewnością padałyby w kontekście Samo jeszcze częściej.
"S1" można polecić wszystkim fanom analizowania muzyki i rozkładania jej na czynniki pierwsze. W każdej warstwie dzieje się tutaj na tyle dużo, by przysporzyć im rozrywki na dobre kilka(naście) wieczorów. Co jednak istotne, grupa nie ogranicza się tutaj tylko do tworzenia sztuki dla sztuki, ale także kreuje specyficzną atmosferę. Kupujcie więc, słuchajcie i… czekajcie na kolejną płytę Samo, której premierę przewidziano jeszcze na ten rok!
Jacek Walewski