Rzeszowski Halucynogen od kilku lat, niczym najgorsze schorzenie, niszczy moje narządy słuchu. Niestety, ten audiowizualny projekt utknął w rodzimym undergroundzie, co z pewnością jest dla nich nieuzasadnioną krzywdą.
Co prawda, kilka sztuk u boku Frontside, regularne występy ''tu i tam'', przynoszą im same korzyści, ale brak sensownego (patogennego?) PR w tych czasach to nic dobrego. A szkoda, bo potencjał jest!
''Epidemia'', to kolejne (n-te!) już wydawnictwo wychodzące spod palców świrusów w białych kombinezonach. Jest to materiał premierowy, dobitnie obrazujący kształt i formą jaką owe zakażenie przybrało pod koniec roku 2010. Szybko i bez ceregieli rzeknę, że Halucynogen, pochodzący prosto z Rzeszowa, gra bardzo zgrabny i koncertowy thrash/death metal a w porywach nawet i core. Ten taki fajny, modny, co to teraz święci tryumfy - i bardzo dobrze, bo w takiej formule sprawdzają się najlepiej. Halucynogen ma jeszcze w sobie coś, co nie pozwala przejść obok nich zupełnie obojętnie. Tak jak Clinica Muerte, Frontside, Dig Up, Bottom i rybnicki Pro-Creation, rzeszowska formacja ''śpiewa'' (Maniek i kolega Fish growluje/krzyczy) w ojczystym języku. Wiadomo, że generalnie do tego typu zabiegów podchodzi się z przymrużeniem oka, ale Halucynogen nie wypada tak całkiem źle, w sumie, to nawet polski akcent dodaje tej na wskroś brutalnej muzyce smaczku. Epidemia ma jednak to do siebie, że swym zasięgiem obejmuje więcej niż możemy przypuszczać, dlatego też ''album'' składa się z ośmiu kompozycji, pięciu premierowych oraz trzech znanych już z koncertów, myspace i innych miejsc, gdzie spotkać można było Halucynogen.
Część znaną, nagraną trzy lata temu jako ''Virus'' opuszczam, ponieważ nie mam w zwyczaju wracać do staroci. ''Epidemia'' jest krótka, ale pozostawia po sobie trwałe uszkodzenia. Mimo wszystko, narząd słuchu po konfrontacji z Halucynogenem, wydaje się być sprawny, zatem rzeknę, iż kontakt z twórczością rzeszowskiej formacji zaliczyć można do całkiem przyjemnych. I choć, nie usłyszymy tutaj nie wiadomo jak szybkich blastów, technicznych zagrywek czy połamanych rytmów kojarzących się z djentem, Halucynogen doskonale radzi sobie zarówno w szybkich tempach z umpa umpa w roli głównej, jak i stonowanym, utrzymanym w średnim tempie, ''walcowaniu''. Właściwie to w tych ciężkich, wolnych partiach wypadają najlepiej, a jedyne czego mi tutaj brakuje do szczęścia, to prawdziwych, ostro walących po mordzie breakdownów. Jeśli miałbym wybrać swojego faworyta byłby to brutalny ''Kolekcjoner'', nie pozostawiający ani krzty wątpliwości, kto tutaj rządzi. Rzeszów górą!
Grzegorz ''Chain'' Pindor