Bycie znanym z posiadania bardzo już byłego basisty musi być co najmniej wysoce upierdliwe. Pudelek o takiej muzyce nie pisze, po ulicach ganiają z krucyfiksem, a do tego hipokryci mają rogi. Czy z takim zestawem jest szansa na porządny materiał?
Odpowiedź brzmi: tak. Wbrew pozorom nawet ciągnąca się jak smród za wojskiem "legenda" Jasona Newsted'a nawet niewiele przeszkadza. Zespół robi swoje i chyba już za nim nie płacze.
Trzeba przyznać, że album się panom udał. Zaczynając od okładki, na tekstach kończąc. W dzisiejszych czasach nagranie dobrego albumu raczej nie jest fizyką kwantową. Wystarczy pomysł, przynajmniej przyzwoici muzycy i dużo urządzeń z guziczkami do poprawienia tego i owego. Niemniej jednak muzycy są więcej niż przyzwoici, pomysł też był całkiem niezły, więc guziczki nie były pewnie jakoś okrutnie wciskane.
Muzyka jest przyjemna w odbiorze, pozwala skupić się na materiale, ale bez przesadnego męczenia słuchacza. Co prawda, gitary zostały nieco przyduszone wokalem i perkusją, ale te riffy, które się przebiły na powierzchnię, są naprawdę smaczne (w większości). Chociaż szkoda, że są bardziej tłem niż pełnoprawnym elementem układanki. Widocznie Flotsam and Jetsam wyszli z założenia, że niedosyt jest lepszy od przesytu. I coś w tym jest.
Pan Knutson to szczęśliwy posiadacz bardzo dobrego wokalu, potrafi nad nim zapanować i dostosować do wymagań poszczególnych nagrań. Tu krzyknie, tam pośpiewa, gdzie indziej lekko zamruczy. Przede wszystkim, śpiew jest czysty, płynny i poszczególne słowa dają się rozróżnić (co w przypadku wielu innych płyt i wokalistów nie jest tak oczywiste).
Moimi absolutnymi faworytami są "Hypocrite" i "Blackned Eyes". Są świetnie nagrane, świetnie odśpiewane, nadają się do wielokrotnego przesłuchania. Godne polecenia są również "KYA" i "Black Cloud". Dobra muzyka, pasujący tekst - jestem ukontentowana. "Better Off Dead" jest nieco nużące, ale dające się przetrawić. To w moim odczuciu najsłabszy utwór na płycie, chociaż z drugiej strony ciężko go nazwać kiepskim. Cóż, nie można mieć wszystkiego.
"The Cold" jest naprawdę dobrym, solidnym thrashowym albumem. Panowie zrobili, co do nich należało i ich najnowszego dzieła słucha się z przyjemnością. Nie jest to oczywiście dzieło wybitne, ale czasem lepsze dzieło dobre, niż przedobrzone. Nie ma tu nadmiaru czegokolwiek. Materiał nie jest przytłaczający, ani straszliwie jednostajny. Nie znalazłam tu również okrutnych przerywników, czy innych zastojów. 52 minuty mijają bardzo szybko, chociaż z drugiej strony przy tym materiale jest to czas idealny. Nie za długo, nie za krótko. "The Cold" to płyta, którą można polecić z czystym sumieniem. Zatem: polecam!
Julia Kata