W tym roku praktycznie żaden stricte metalowy album nie przyciągnął mojej uwagi. Aż do zeszłego miesiąca, kiedy oficjalnie poznałem Francuzów z Arcania. Nie ukrywam, że jak gro moich tekstów stanowią recenzje albumów core, tak prawdę mówiąc Arcania ze swoim ''Sweet Angel Dust'' kasuje większość z tego czego w przeciągu tego roku dane mi było posłuchać.
Z ręką na sercu, dla mnie osobiście ''Sweet Angel Dust'' to najlepszy metalowy album tego roku, który w kategorii thrash metalu pobił nawet Heathen, Exodusa nie licze, bo zamulili totalnie, i czego chyba większość nie zauważa, po ''Tempo of The Damned'' te nowe płyty zlewają się w jedno - zarówno kompozycyjnie jak i brzmieniowo. Dodajmy do tego niemożliwie długie czasy trwania tych krążków i... wnioski wyciągnijcie sobie sami. Exodus nie jest królem thrash metalu - nie. Nie ma w ogóle czegoś ani kogoś takiego, bo to, że na stare lata udało im się wybić i przebić (swoisty paradoks) nie czyni z nich jeszcze najlepszych thrasherów. Ortodoksyjni fani Slayera również niech zamilkną.
Wracając do Arcania. Miks mechanicznego death metalu spod znaku Gojira, z klasycznym thrash metalem (spore wpływy Metallica) plus na dodatek potężną dawką progresywnego (europejskiego) łojenia to zdecydowanie balsam na moje przeżarte szwedzkimi melodyjkami i bezustannymi breakdownami uszy. Gdy po raz pierwszy usłyszałem utwór tytułowy, po prostu zakochałem się. Nie mogłem przestać tego słuchać. ''Sweet Angel Dust'' ma w sobie dosłownie wszystko - zarówno jako opener jak i utwór flagowy dla całego wydawnictwa. Częste zmiany tempa, agresywną grę sekcji rytmicznej (blasty grane niczym przez Duplantiera!), ogromne pokłady melodii, groove czy nawet psychodelię (pozytywka na początku przyprawia o ciarki!). Co więcej, o zdecydowanej jakości Arcanii jako tworu, i to w każdym z dziewięciu utworów jest wokalista, który perfekcyjnie łączy manierę wokalną Hetfielda (swoiste zaciąganie) z niskim głosem przypominającym ponownie jednego z braci Duplantier. Zeby nie było, frontman Aracania potrafi również nisko zagrowlować, czy też zaśpiewać nieco wyżej - odrobinę heavy metalowo.
Utwór tytułowy to jednak nie wszystko. Im dalej tym równie dobrze, a nieco Gorefestowy ''No End'' następujący po słodkim anielskim pyle zabija ciężarem. ''Memento'' oraz ''My Funeral'' przytłaczają monumentalnością, rozmachem - a jednocześnie zniewalają potężnym atakiem szybkich riffów. Nie ma sensu rozpatrywać każdego z utworów z osobna. ''Sweet Angel Dust'' chłonie się w całości, już od pierwszego odsłuchu - nie zważając na mocno triggerowane bębny. Jak dla mnie najlepszy metalowy album w tym roku. Osobisty faworyt we wszystkich notowaniach i przedsmak tego, co czeka (mnie) na ich koncertach w Polsce. Już niedługo!
Grzegorz ''Chain'' Pindor