Transfigurations
Gatunek: Metal
To się dopiero nazywa split. Biorąc pod uwagę polską scenę, nic w tym roku nie zrobiło na mnie takiego wrażenia, jak te pięć kawałków, dzielone między dwa znakomite zespoły.
Inna sprawa, że zazwyczaj krajowe produkcje dziwnym trafem jakoś mnie omijają, więc nie bardzo mam z czym porównywać. To jednak nieważne, bo "Transfigurations" jest po prostu świetne.
Nierozstrzygnietą pozostawiam kwestię, która z kapel zaprezentowała się tu lepiej. To nie konkurs piękności, ważne, że poziom tego wydawnictwa jest bardzo wyrównany i bardzo wysoki. Odpada więc podstawowa bolączka splitów, kiedy jeden z bandów, odstający poziomem, ciągnie w dół całą resztę. Zarówno Infernal War, jak i Kriegsmaschine to ekstraklasa naszego podwórka, oczekiwania związane z "Transfigurations" były zatem spore, a obydwu ekipom udało się im sprostać.
Na początek trzy kawałki Infernal War. Zespół wyraźnie wyhamowuje szaleńcze tempa, które cechowały wcześniejsze materiały. Tę różnicę słychać nawet w zestawieniu z wydaną prawie dwa lata temu epką "Conflagrator". Nie wiem, jak przyjmują to wszyscy miłośnicy starszych dokonań, zwłaszcza debiutu, dla mnie w każdym razie to bardzo pozytywna zmiana. Wolniejsze tempa oznaczają więcej klimatu, a wespół z przyspieszeniami, których tu przecież nie brakuje, składają się na większe urozmaicenie kompozycji. Dzięki temu każdy utwór nabiera własnego charakteru, materiał nie zlewa się w jeden niszczycielski, ale w nadmiarze męczący, huragan dźwięków.
Nowe rozwiązania słychać tu od razu, bo najwolniejsze fragmenty umieszczono na początku poszczególnych tracków. Dalej nabierają one klasycznego przyspieszenia. Taki sposób komponowania bardzo mi odpowiada; co więcej, dzięki niemu kapela zbliża się momentami nawet do swoistej przebojowości czy wręcz chwytliwości. Dzieje się tak na przykład w "Into the Vortex of Naugh", początek którego przypomina mi proste, rytmiczne patenty stosowane przez Satyricon. Z kolei monumentalnego wstępu do "Primal Degradation" nie powstydziłby się nawet jedyny dziś polski metalowy zespół, którego nazwę znają chyba wszystkie gospodynie domowe. Mizantropijni wojownicy z Infernal War zżymaliby się pewnie na takie porównania, które zresztą tak naprawdę porównaniami nie są, bo przecież muzyczna płaszczyzna obydwu bandów jest kompletnie odmienna. Tak czy owak, doskonały materiał.
Kriegsmaschine z kolei, z gracją i bez najmniejszego trudu, pokonuje poprzeczkę wysoko zawieszoną przez IW. Wcale mnie to nie dziwi, przecież doskonały debiutancki "Altered States Of Divinity" sprzed pięciu lat to jeden z najlepszych blackmetalowych albumów, jakie kiedykolwiek powstały w naszym kraju. Szkoda, że po jego wydaniu (był wprawdzie jeszcze split ze Szron) zespół zamilkł na całe cztery lata. Gdyby właściwie wykorzystać ten okres, zwłaszcza jeśli chodzi o promocję poza Polską, Kriegsmaschine mógłby być naprawdę wielkim bandem. Na szczęście "Transfigurations" dowodzi, że KSM żyje i wciąż jest bardzo mocny.
Kriegsmaschine to inne podejście do black metalu, bliższe klasycznym wzorcom, bardziej uduchowione. Wyraźnie słychać tu nie tylko różnice w sposobie komponowania utworów, ale także w ich brzmieniu. Nie tak dopieszczonym, jak w przypadku IW i nieco brudniejszym, choć również z wyczuwalnym industrialnym sznytem, wykorzystanym jednak w inny sposób. Myślę tu zwłaszcza o charakterystycznym, nieco rozedrganym brzmieniu gitar, czy choćby jednym z perkusyjnych fragmentów w "Fear And Loathing In Gethsemane".
Mimo, iż w pierwszym odbiorze zawarte na splicie dwa utwory Kriegsmaschine mogą wydawać się proste, w istocie są głębsze i chyba bardziej treściwe, aniżeli propozycja Infernal War. Zarówno "Onward Destrudo" rozpoczęty cytatem z "Mistrza i Małgorzaty", jak i (przede wszystkim) ośmiominutowy "Fear And Loathing In Gethsemane" aż kipią od negatywnych emocji. Słychać, że kapela wie, jak grają i jak brzmią najważniejsze formacje z tej szufladki. Wykorzystuje jednak tę wiedzę bez silenia się na proste kopiowanie. To przesądza o prawdziwej klasie Krakowian.
Obydwie części splitu doskonale się uzupełniają. Jest tu i siła, i finezja, bezpośredni atak i taktyczna zagrywka, moc i klimat. Forma zespołów, prezentowana na "Transfigurations" nie tylko daje pewność, że następne materiały (mam nadzieję, że już pełnometrażowe) będą stały na równie wysokim poziomie, ale przede wszystkim zaostrza apetyt na więcej. Bez dwu zdań rewelacyjny krążek.
Szymon Kubicki