Dead Silence Hides My Cries

The Wretched Symphony

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Dead Silence Hides My Cries
Recenzje
2010-12-14
Dead Silence Hides My Cries - The Wretched Symphony Dead Silence Hides My Cries - The Wretched Symphony
Nasza ocena:
8 /10

Przedmiotem tej recenzji jest białoruski band o jakże ślicznej nazwie Dead Silence Hides My Cries. Już na samym początku przyznam, iż ów projekt to swoisty ewenement na kontynentalnej scenie, a nawet, idąc tym tropem nieco dalej, istna perełka w mówiąc brzydko: bloku wschodnim, gdzie deathcore święci triumfy.

Nie przypominam sobie bym w ogóle miał większą styczność z symfonicznym (a może bardziej eksperymentalnym?) deatchorem na Starym Kontynencie. Jasne, że Betraying The Martyrs i The Bridal Procession to oczywiste, oczywistości w tej materii, ale mówiąc szczerze, więcej takich aktów nie zauważam. Toteż przed Dead Silence Hides My Cries chylę czoła za odwagę, pomysły i zupełnie świeże podejście do tematu.  Nie dziwi mnie też, że moi koledzy po ''fachu'' mają problem z jasnym sklasyfikowaniem ich twórczości, a co za tym idzie, w pełni jej zrozumienia. Bo rzeczywiście, Dead Silence Hides My Cries to zupełnie nowatorskie podejście do tematu, wykraczające poza sztywne ramy tej brutalnej muzyki, zazwyczaj okraszonej pieczołowitą produkcją i wypolerowanym brzmieniem.

Dziesięcioutworowe wydawnictwo Białorusinów to kwintesencja współczesnego podejścia do tematu jakim jest brutalny metal. Gęste posiłkowanie się elektroniką - począwszy od symfonicznych pasaży, przez bardziej ''klubowe'' fragmenty, bo stricte ''klimatyczne'' zagrania rodem z płyt grup bardzo nielubianych przez tradycyjnych metalheads, oraz czyste wokale idące w parze z solidnym blastowaniem, czy nieco bardziej groove metalowa jatka nie pozbawiona technicznego zacięcia (jeszcze coś???), chcąc nie chcąc odróżnia ich od reszty przedstawicieli tego gatunku, parających się raczej na wskroś bezkompromisową młócką i wyłącznie z blastem growlem i świniami, byle do przodu.

Najprościej rzecz ujmując Dead Silence Hides My Cries doprowadzi do spazmów fanów Winds of Plague, The Devil Wears Prada, Enter Shikari, a nawet Dagoba. Mi osobiście z tego wszystkiego podoba się fenomenalny wręcz balans pomiędzy super brutalnym, nieco tradycyjnym deathcore a udziwnionym, eksperymentalnym hałasowaniem, nie tylko dla lansów w czapkach new era i obcisłych rurkach.  Dobrym na to dowodem może być ''As Punishment For Lies'' czy nieco dyskotekowy ''Time is Not Endless''. Dla fanów prawdziwego rozpierdolu są takie petardy jak ''Everyone Burns in Hell'' czy ''In Slavery of Illusions'' (swoją drogą, GENIALNE czyste wokale tuż przed breakdownem).

Przy okazji, większość z dziesięciu kompozycji okraszona została grą solową, zarówno gitarzystów jak i klawiszowca, a mniej lub bardziej wyeksponowane melodie rodem ze Szwecji mile, ale to bardzo mile łechcą moje uszy. O dziwo Dead Silence Hides My Cries niezbyt nachalnie korzysta z dobrodziejstwa jakim są breakdowny, racząc nas bardziej rozbudowanym graniem. Szkoda tylko, że jeszcze trochę wody w Wiśle upłynie nim taka muzyka na dobre zagości w odtwarzaczach polskiej publiczności. Nawet tej open minded.

Grzegorz “Chain'' Pindor