Magic & Mayhem: Tales From The Early Years
Amorphis znajduje się obecnie na fali wznoszącej. Po wydaniu bardzo dobrego albumu "Skyforger" (2009), który zyskał w rodzimym kraju kapeli status złotej płyty, na rynek trafiło równie dobre DVD "Forging The Land Of Thousand Lakes" (2010).
Finowie działają już 20 lat i - przynajmniej w moim odczuciu - nigdy nie nagrali słabego albumu. Nawet w okresie całkowitego zmęczenia materiału, fatalnej atmosfery w zespole zdołali nagrać dobrą płytę ("Far From The Sun"). Przetrwali ów najtrudniejszy okres w karierze, zmienili wokalistę (do zespołu dołączył świetny Tomi Joutsen), wreszcie po, nie do końca udanej, próbie odnalezienia nowej muzycznej ścieżki ("Eclipse"), wyszli na prostą. Znów produkują znakomite płyty.
Na przestrzeni lat styl prezentowany przez zespół ewoluował. Zaczęli od death metalowych, melodyjnych płyt inspirowanych fińskim folkiem, by po trzech krążkach porzucić liryczny koncept oparty na Kalevali, i podryfować udanie w kierunku rock/metalu ("Tuonela", "Am Universum", "Far From The Sun"). Wreszcie znaleźli złoty środek, wróciły folkowe inspiracje, choć sama muzyka aż tak bardzo nie zmieniła się w porównaniu z wcześniejszymi płytami. Wszystko za sprawą melodii. To ona, od samego początku istnienia zespołu, stanowiła rdzeń ich muzyki. Ile znakomitych melodii wyszło spod rąk gitarzystów, Tomiego Koivusaariego i Esy Holopainena, nie sposób zliczyć. Często inspirowani fińskim folkiem komponowali świetne utwory. I wciąż to robią.
"Magic & Mayhem" jest czymś w rodzaju Greatest Hits. Nietypowym jednak. Finowie przygotowali interesujące dla każdego fana zespołu wydawnictwo, w skład którego weszły wybrane numery z płyt "The Karelian Isthmus", "Tales From The Thousand Lakes" oraz "Elegy", zarejestrowane ponownie w obecnym składzie. Najbardziej rzucająca się w uszy zmiana to oczywiście wokale Tomiego Joutsena. Reszta muzyków również zadbała o nieco zmienione aranżacje niektórych fragmentów utworów. W ten sposób ci, którzy poznali zespół niedawno, zyskali świetną okazję, by zapoznać się z twórczością Amorphis z początku jego kariery. Starzy fani z kolei z pewnością nie będą się nudzić po liftingu, jaki został tu dokonany za pomocą dobrze znanych numerów.
Przyznaję, że dla mnie słuchanie tej płyty było niezłą zabawą. Wspomnień czar, etc. W moim odczuciu to trafiony pomysł, świetne wydawnictwo. Idę poryczeć "Black Winter Day", a wam polecam zapoznanie się z tym albumem.
Sebastian Urbańczyk