Wielka Brytania ma sporo do zaoferowania we współczesnej muzyce rockowej. Heavy metal przemilczam, o death metalu też jakoś wybitnie nie wspomnę - gdyż Bolt Thrower milczy za długo, a Benediction też raczej się zbytnio nie spieszy, thrash przeżył tam powrót do łask - Fatality, Warpath, Evile, Gama Bomb, Resistance is Fitule i kilka innych dało radę się wybić i przyznaję, iż warto śledzić ich poczynania.
W alternatywie czy tam już ściśle w core'owym światku (jak kto woli) warto było przyglądać się Sikth, znienawidzić lub pokochać Enter Shikari, pomachać baniakiem przy bardzo zróżnicowanym stylistycznie Biomechanical, stracić głowę przy matematycznych wygibasach The boy will drown, odszukać dla siebie nową drogą muzycznych poszukiwań przy djentach autorstwa Fellsilent/Tesseract, czy wreszcie zatopić się w rock'n'rollowo/core'owym szaleństwie Ligeia. O The Arusha Accord usłyszałem na kilka miesięcy przed tegoroczną edycją czeskiego Brutal Assault, z miejsca też może nie zakochałem się w ich muzyce, aczkolwiek gruntownie nią zainteresowałem. Tak też tuż po ich niestety niezbyt dobrze przyjętym występie, miałem okazję spędzić z chłopakami trochę czasu, zatem by się im zrewanżować dziś recenzuję sobie ich album, a w niedalekiej przyszłości mam nadzieję, udostępnić zapis naszych równie ciekawych rozmów.
Wróćmy jednak do przedmiotu tej recenzji. The Arusha Accord zdecydowanie nie przypadnie do gustu tradycyjnym metalowcom. Core'owcy również mogą poczuć się nieco nieswojo pod takim gradobiciem dźwięków, a przeciętna recepcja słuchacza chciałaby mieć nad czym skupić tu swą uwagę, a najlepiej na prostych, melodyjnych fragmentach. Niestety, a może stety (kwestia sporna) tak łatwo do końca nie jest. The Arusha Accord na "The Echo Verses", proponuje muzykę niezwykle złożoną, trudną w odbiorze, szaloną, nietuzinkową, a mimo to, wartą i możliwą zapamiętania, nawet jeśli nie zawsze wiadomo kiedy słychać przysłowiowy "raz". Na to co chwytliwe składają się czyste wokale oraz umiejętnie dozowane harmonie. To by było jednak na tyle, co do tego, co bardziej przystępne. Przez większość czasu trwania tego albumu The Arusha Accord rzadko zwalnia tempa by zagrać bardziej stonowane, emocjonalne dźwięki, lwia część tego materiału to ciągły, bezustanny szalony i pędzący na złamanie karku nakurw dla otwartych umysłowo, nie bojących się ani blastów jak i maksymalnie uwypuklonego brzmienia basu (przy okazji - Luke, basista zespołu praktycznie non stop gra slapem!).
Na co warto zwrócić uwagę w trakcie konfrontacji z The Arusha Accord? Na dwa uzupełniające się wokale, fenomenalny warsztat techniczny i kreatywność sekcji rytmicznej, na wyraźne podobieństwa do Architects, oraz na całą gamę dosłownie i w przenośni pojebanych pomysłów na komponowanie. Koniecznie sprawdźcie takie hiciory jak singlowy "Dead to me" (wyśmienity śpiew!), brutalne "The New Face of Revenge" czy sam utwór tytułowy. Obawiam się tylko, że takie granie w naszym kraju mimo wszystko (łatwo) się nie przyjmie. Jakby mieli grać u nas koncert to tylko z Moja Adrenalina, Mothra i Heatenic Noiz Architects - zestaw niemalże idealny, ale mało popularny. Przy okazji - jeśli jesteś fanem wyżej wymienionych plus Architects, Converge, The Human Abstract będziesz w istnym (piekle) niebie.
Cheers!
Grzegorz "Chain" Pindor