Dzisiaj dla odmiany zapowiadana odskocznia od metalcore'owego corefstwa. Jeszcze trzy, no dobra, cztery lata temu hasałem od czasu do czasu w katanie, białych adkach i w długich włosach zaliczając każdy możliwy thrash metalowy koncert, wiernie machając banią do na maxa oklepanych riffów - co sprawiało mi niekłamaną radochę, i to bez upojenia alkoholowego! W owym czasie, gdy pojawił się całkiem fajny zresztą, boom na retro thrash metal, który obserwowałem z należytą uwagą jak i zaciekawieniem.
Niemalże w katalogu każdej liczącej się wytwórni pojawiali się młodzieńcy żywcem wyjęci z lat 80, parający się jedyną "prawdziwą" odmianą metalu. Koszulki, naszywki, katany, nawet adidasy za kostkę - wszystko wróciło do łask, a wszystko to dla tych, co moshują przy riffach prosto z płyt legend takich jak Forbidden, Artillery, Onslaught, Exodus... a dziś - przy Evile, Gama Bomb, Municipal Waste, Warpath, Bonded By Blood, Suicidal Angels, Vektor i wielu, wielu innych - w tym uber młodziaków z jednego z najbardziej perspektywicznych młodych zespołów - Diamond Plate. Tylko nasz rodzimy Mystic nie podchwycił bakcyla na thrash i zamiast dać szansę przykładowo: krakusom z Fortress, Michał W. zadecydował nieco przebranżowić wytwórnię. Bywa.
Wracając jednak do przedmiotu tejże recenzji, a mianowicie Bonded By Blood - warto już na samym starcie powiedzieć, iż to właśnie oni są jednymi z nielicznych, o których pisać warto, bo po pierwsze: jest o czym, a po drugie: udało im się przetrwać na rynku. Zarówno epusia "Extinguishing the Weak", jak i pełny album "Feed the beast" - bez ściemy - zawojowały nie tylko Amerykę, ale również Stary Kontynent. W skrócie Bonded by Blood to tacy protoplaści Forbidden, Vio-lence, Exodus (na poprzedniej płycie i epce), aczkolwiek wyraźnie odstający od równiej sobie stażem reszty. Według mnie obok Evile i Warbringer zajmują miejsce na retro thrashowym podium dając wszystkim spragnionym takiego łojenia rozrywkę, jak i muzykę, na najwyższym poziomie wykonawczym - a nie odtwórczym. Album drugi, chyba jeszcze lepszy niż poprzedni, obfituje w szalone tempa (sekcja w BBB po prostu zabija, ten chudziutki latynos chyba jedzie wyłącznie na izotonikach), świdrujące solówki (najjaśniejszy punkt całego Bonded By Blood), oraz równie szalone jak muzyka liryki. Wszystkie wypluwa z siebie Alladin, manierą przypominający Seana Killiana z nieodżałowanego Forbidden, co może, ale nie musi mile łechtać po uszach.
Przy okazji - "Exiled To Earth" to koncept album opowiadający o zagładzie ludzkości, zdominowanej przez kataklizmy, jednolity rząd, a raczej skorumpowaną organizację nazwaną The Crong, która wkrótce, przy odrobinie szczęścia wreszcie zostanie obalona przez specjalną jednostkę taktyczną. W porównaniu do poprzedniczek mamy tutaj mniej szaleństwa, odrobinę więcej śmierci, a już tak całkiem szczerze - fajną, przemyślaną i idealnie pasującą do takiej muzyki historię. Jedyne czego mi tutaj brakuje to hitu na miarę "Immortal Life", "Necropsy" lub "Psychotic Pulse", lecz przyznam się, że "Exiled To Earth" to cholernie dobry krążek, doskonale wyprodukowany, który chłonie się jako całość - od początku do końca machając przy tym baniakiem. A to chyba wystarczająca rekomendacja, co?
Grzegorz "Chain" Pindor