Jakiś czas temu recenzowałem tu split dwu fińskich kapel, oparty na koncepcie - jeden cover Iron Maiden plus jeden autorski utwór, w wykonaniu każdego z bandów. Split w sumie kiepski, właśnie za sprawą cudzesów; autorskie kawałki spełniły jednak swoją rolę, zapowiadając nadchodzące płyty obydwu tych zespołów. Sotajumala, zaprezentowanym wówczas "Sinun virtesi" anonsowała album, o którym mam teraz okazję napisać parę słów.
Kto zna dotychczasową twórczość zespołu ten wie, czego można spodziewać się po "Kuolemanpalvelus", i po trzeci album w dorobku muzyków sięgnie na pewno. Kto nie zna, powinien poznać, bo to kawał solidnej, bardzo gitarowej muzy.
Sotajumala nie zapuszcza się w żadne nowe rejony. Kapela wciąż łoi siarczysty death metal i, jak to często z mieszkańcami krainy tysiąca jezior bywa, robi to w prawie zupełnie nieeuropejskim stylu. Zdecydowanie dominują tu więc dźwięki charakterystyczne dla florydzkiej czy generalnie amerykańskiej szkoły death metalu. Całość niepozbawiona jest jednak sporej chwytliwości i swoistej melodyki, Finowie nie byliby bowiem Finami, gdyby nie przemycili do tworzonej przez siebie muzy choćby szczypty melodii. Słychać tu więc wyraźnie, że Sotajumala nie uznaje prostych recept na mielonkę po amerykańsku, odrzuca niepotrzebną kombinatorykę, a przede wszystkim ma klarowną wizję tego, w jakim kierunku zespół powinien podążać.
Dzięki temu podejściu "Kuolemanpalvelus" jest znakomicie wręcz zbalansowana. Tu wszystko jest na swoim miejscu. Odpowiednia brutalność, miażdżące zwolnienia, świetne solówki, znakomity warsztat muzyków, klarowna produkcja z mocno zredukowanym posmakiem plastiku, w rezultacie słuchalność skutecznie ograniczająca poczucie nudy. Zespół ani na moment nie zapomina, w jakim gatunku się specjalizuje, a death metal w żadnym razie nie polega na wdzięczeniu się do publiczności, słodkich solóweczkach i popowych refrenach. Solidne pierdolnięcie jest więc zagwarantowane, a gitarzyści błyszczą warsztatem tylko wtedy, gdy jest to konieczne i tylko w takiej formie, jaka nie osłabia muzycznego przekazu. Pewnym wyjątkiem jest tu rozbudowany, 15-minutowy utwór tytułowy, utrzymany w wolniejszym tempie, z całą masą ciekawych rozwiązań. Tych zresztą nie brakuje w żadnym kawałku, bo "Kuolemanpalvelus" to kopalnia świetnych pomysłów, choć część z nich nie jest słyszalna od razu.
Nie ma sensu szczególnie rozpisywać się na temat pojedynczych tracków. Już otwierający album "Syvyydessä" ukazuje pełnię możliwości Sotajumala; dalej zespół nie spuszcza z tonu, a nawet rozkręca się bardziej. Nie ma tu miejsca na wypełniacze, jest samo mięso. Warto zwrócić uwagę na brzmienie, przede wszystkim gitar - bardzo nowoczesne, może nawet odrobinę zindustrializowane, lokujące Finów bliżej takich kapel jak Gojira (to teraz taka modna nazwa, więc czemu by jej tu nie wspomnieć?) niż na przykład Deicide, choć nie da się ukryć, że Mynni Luukkainen dysponuje nieco bentonowską manierą wokalną. Ten nowoczesny posmak na tym się jednak kończy, bo Finowie trzymają się tradycyjnego instrumentarium i nie korzystają z jakiejkolwiek elektroniki.
Inna sprawa to liryki, napisane w ojczystym języku muzyków. Nie jest to problem, bo brzmi to całkiem nieźle, zresztą to nie pierwszy band śpiewający po fińsku. Zdaję sobie jednak sprawę, że może to stanowić pewne utrudnienie we wzroście rozpoznawalności Sotajumala za granicą. A, moim zdaniem, kapela o takim potencjale nie powinna skupiać się wyłącznie na rodzimym rynku. Polecam.
Szymon Kubicki