Bardzo tajemniczy to twór. Nie wiadomo, skąd pochodzą jego członkowie. Nie chcą ujawnić swoich personaliów. Nie pokazują twarzy. W jedynym, znalezionym przeze mnie wywiadzie przyznają, że niektórzy z nich są ze Szwecji. Mówią też, że nie są nowicjuszami na scenie, gdyż grają w znanych zespołach. Ale nie to jest powodem nieodkrywania personaliów.
Za tym projektem kryje się pewna filozofia, do zgłębienia której zachęcam. The Way of Purity stanowi dla jego członków coś w rodzaju zbiorowej tożsamości, dlatego nie chcą mówić o niczym innym, jak o przesłaniu, jakie niesie za sobą ich twórczość. Poza tym, jak zauważyli - zupełnie słusznie zresztą - najważniejsza jest muzyka. Wraz z płytą będzie można znaleźć również film (nie był dodany do promo), w którym zawarte ma być wyjaśnienie całej filozofii wyznawanej przez zespół. Oni sami nazywają to "na nowo napisaną religią". W warstwie lirycznej zespół przedstawia to, jak postrzega naturę, zwierzęta, Boga, zło, dobro, religię, krzyż, Szatana, Chrystusa, samobójstwo, życie, śmierć, całą symbolikę religijną. Planowane występy na żywo mają być istnym rytuałem. Sama obecność w zespole to tytułowa droga do czystości. Pierwsze koncerty, co ciekawe, zaplanowane mają z Negura Bunget.
The Way of Purity tworzą dwie kobiety i trzech mężczyzn. Przynajmniej na to wskazuje promocyjne foto. Muzycznie mamy do czynienia z metalcorem, dryfującym w stronę deathcore’a. Trzeba uczciwie przyznać, że choć prochu swoją muzyką nie wymyślili, to czuć w tym graniu prawdziwą pasję. Słychać, że nawet, jeśli zespół tworzą bliżej nieokreśleni weterani sceny metalowej, to wspólne granie sprawia im przyjemność. Brzmi to wszystko niewymuszenie. A za brzmienie odpowiedzialny jest Christian Donaldson (Cryptopsy). Skoro taki spec ogarnia techniczne granie Cryptopsy, można się było spodziewać, że poradzi sobie z metalcorową nawałnicą.
Od początku The Way of Purity atakują breakdownami, których niemało jest na płycie. Na szczęście nie ma tu nadprodukcji, jeśli idzie o sprawy brzmieniowe, w związku z czym nie trzeba się martwić, że rozboli kogoś głowa. Płyta oparta jest na raczej energicznych i dynamicznych kompozycjach. Jednak by nie zmęczyć słuchacza tym atakiem, tu i ówdzie wplatane są umiejętnie melodie. Swoją rolę w podbiciu dynamiki odgrywają klawisze. Pojawiają się sporadycznie, ale dzięki ciekawemu brzmieniu i przemyślanemu ich użyciu numery zyskują inny wymiar. Naprawdę uważam, że bez nich całość brzmiałaby bardziej ubogo.
Wokal xDEADgirlx przypomina Angelę Gossow z Arch Enemy. I ona dominuje na płycie. Wspomaga ją xWithout Namex oraz - swoim czystym głosem - xLost My Faithx. Wokal tej ostatniej utrzymany jest w rockowo-popowej stylistyce, głównie przez barwę jaką dysponuje. Tak czy inaczej jej pojawienie się w nielicznych melodyjnych fragmentach płyty daje fajny efekt.
To muzyka tworzona z autentyczną pasją, którą wyraźnie słychać. I niosąca istotne przesłanie. Na dodatek znaleźć tu można dużo interesujących rozwiązań aranżacyjnych (jak na takie granie oczywiście), a wszystko zanurzone w brutalnej i agresywnej muzyce. Ja z przyjemnością podążyłem drogą ku oczyszczeniu.
Sebastian Urbańczyk