Specjalnie zwlekałem z recenzowaniem tego albumu. Wałkowałem tak długo, aż stwierdziłem, że nawet Parkway Drive nie dało mi takiej radości jak The Eyes of A traitor. Z góry od razu uprzedzam, że w głównej mierze "Breathless" to pozycja generalnie dla zwolenników UK hardcore, jak i łojenia pokroju osławianego przeze mnie już nie raz Architects. Dwójeczka TEOAT to właściwie idealny przerywniki pomiędzy "Hollow Crown" wyżej wspomnianego już zespołu, a nową pozycją w dyskografii Bring Me The Horizon, z tą jednak różnicą, iż od "Breathless" można się szybko i autentycznie uzależnić.
Album otwiera krótkie intro w postaci prologu, od samego początku stricte muzycznego, który idealnie przechodzi w brutalny atak "The Birth". Narodziny brną do przodu nie zbytnio nie zwalniając. Konkretny atak na dwie stopy w połączeniu z mocnym screamo/growlem nieźle daje po uszach, zwłaszcza melodyjne partie gitar, których zresztą na całym krążku jest nie mało. W połowie utworu odzywa się elektronika jak i połamane, mathcore'owe pierdolnięcie. Jeden ze znaków rozpoznawczych UK hardcore. Dopiero od "Come To My Senses" zaczyna się to, co najlepsze. Rzeczony utwór wraz z następującym po nim najszybszym atakiem na płycie w postaci "The Real You" to istna perełka i mój tegoroczny hit wakacji. Takiego kopa nie daje mi nawet "Unrest" z osławionego już przeze mnie do granic możliwości "Deep Blue" Australijczyków z Parkway Drive. Ale wracając do TEOAT. "Come To My Senses" to ewidentny przykład na to jak grać z pomysłem, do przodu, bez zbędnego powtarzania riffów/motywów, a w dodatku kompletnie zostawiając w tyle patent zwrotka/refren, który w metalcore/deathcore i tak nie ma racji bytu. Co ciekawe, refren niby jest, choć trudno go takim nazwać, czyste wokale z wkręcającą się w pamięć frazą "I waste my time , thinking of you..." dosłownie i w przenośni zabijają. Tu kolejna dygresja - szczerze nienawidzę (czyli kocham) czysto śpiewających basistów. Jak w As I Lay Dying dosłownie ZAZDROSZCZĘ Joshowi zarówno prezencji na scenie, wyglądu, tak za jego partie śpiewu powinno się go zamknąć gdzieś w izolatce i nie wypuszczać. Przynajmniej do wydania kolejnego krążka "Asów". Jakbym był scene girl przy refrenie z "Parallels" moczyłbym się godzinami. Tak jednak nie jest, bom facetem, a mimo to jaram się niemiłosiernie. W każdym bądź razie podobnie jest z koleżką obsługującym bas w The Eyes of A Traitor. Chylę czoła przed takimi muzykami i Bóg mi świadkiem, że chciałbym się dowiedzieć skąd się tacy biorą.
Swoją drogą bas, jak i w ogóle sekcja rytmiczna odgrywa w tym zespole niepodważalną wręcz rolę. Cała siła napędowa zespołu tkwi w perkusiście, który choć generalnie gra oszczędnie, bez popisów, gra z niebywałą wręcz finezją, umiejętnie korzystając z przywileju jakim jest gra na dwie stopy. Bez blastów, bez typowych breakdownów, a jest kop jak należy. Gitarowi również zasługują na pochwały, choć w ich przypadku ciężko mi stwierdzić jakimi figurami muzycznymi się posługują, wiem za to, że przy riffach w "Your Old Ways" każdy szanujący się metalhead powinien uprawiać gustowny headbanging ku chwale kogo tam sobie nie wymyślicie. Istotnym punktem w pracy gitar jest znakomite rozłożenie zarówno dynamiki, brutalności, akcentów, a przede wszystkim melodii i harmonii czego się w zasadzie nie spodziewałem. O ile debiut był stricte progressive metalcore, tak "Breathless" nieco wykroczyło poza ramy, którymi niegdyś opisywałem ich pierwszy album.
Ci, co oczekiwali solidnego darcia mordy mogą, ale nie muszą być zawiedzeni. W tej materii również słychać progres, choć przyznaję, że growli mogło być więcej. Z pewnością dzięki temu było by jeszcze brutalniej. A czy w przypadku " Breathless" można mówić o jakichkolwiek mankamentach? Szczerze? Nie. Ku mojej i mam nadzieję, że też i waszej uciesze "Breathless" można zakupić w Polszy. Szkoda, że koszulek już nie bardzo.
Grzegorz "Chain" Pindor