The Hurt, The Divine, The Light
Gatunek: Metal
Francuska scena z roku na rok coraz bardziej mnie zadziwia. Paryż staje się wspaniale rozwijającym się ośrodkiem dla młodych formacji, a zwłaszcza dla tych, które parają się szerokopojętym metalcore i jego pochodnymi. Betraying The Martyrs, przynajmniej dla mnie, jawi się jako prawdziwa perełka w zalewie kopii Bleeding Through. No właśnie. Takie zespoły-odnośniki jak Bleeding Through, The Breathing Process, Winds of Plague, a nawet Dimmu Borgir są kluczowe by opisać to, co prezentują nam Francuzi.
Dawno nie miałem do czynienia z tak brutalnym aktem, który nie pozostawił by na mnie suchej nitki. Choć tak właściwie, w tych upałach nic nie pozostaje suche. Tak czy siusiak ten trwający niespełna dwadzieścia minut materiał to kopniak, którego w ogóle się nie spodziewałem. Znienacka, w podbrzusze, w rejonach mojej nerki. Istna masakra. Co rzuca się w uszy prócz wszystkich "wiadomych" inspiracji, to potężna ściana deathcore'owego dźwięku, który (bardzo) lubi zahaczyć o melodyjny death/black metal rodem ze Skandynawii. Na gromkie pochwały zasługuje przede wszystkim wokalista, który śmiało może stawać w szranki z najlepszymi w gatunku, a tak właściwie to na upartego doskonale poradziłby sobie w szeregach Winds of Plague. Eddiemu pomaga grający na klawiszach (i to jeszcze jak!) Victor. Nie wiem jedynie który odpowiedzialny jest za czyste wokale, choć o mnie za mnie laurki wystawić się powinno obu. Za tak brutalne niskie growle i pig squeale ("The Covenant") po prostu wznosi się peany. I to bez zbędnego lizania się po fiutach.
Blasty gęsto wylewają się z głośników, nawet te trudne, co się zwią gravity jakby ktoś nie wiedział. O mocy breakdownów polecam przekonać się w konfrontacji face to face, a na motywie zaczynającym się tuż przed trzecią minutą "The Hurt, The Divine, The Light" polecam zawiesić ucho znacznie dłużej niż chciałbym abyście to zrobili. Piękny śpiew, powiedzmy na kształt refrenu idący w parze z TAKIMI klawiszami poraża epickością - nie patosem. Całość brzmi niezwykle klarownie i selektywnie, za co dziękować trzeba nie komu innemu jak Stéphane Buriez'owi, chyba najmodniejszemu aktualnie realizatorowi w Paryżu. Nie ma co płakać po rozpadzie Decades of Despair, w końcu jest Betraying the Martyrs. Oby tylko nie rozpadli się tak jak ich koledzy tylko (lub aż) rok po wydaniu debiutanckiej epki. Życzę im rychłego nagrania longa oraz kumatego wydawcy. Bo żeby taki band pozostawał w undergroundzie to aż żal dupę ściska.
Grzegorz "Chain" Pindor