Caliban podobnie jak pozostałe największe metalcore’owe nazwy z Niemiec, postawił na własny rynek. To wiąże się ze zmianą tekstów na ojczysty, przekalkulowanie mocy przerobowych w postaci rzadszych tras, ale w większych miastach, a poza tym, na bliższym kontakcie z ogromnym i budowanym od ponad dwóch dekad fanbase. Ten „ruch” okazał się być zbawienny, bowiem Caliban od kilku lat jest w formie, o której nie śniło się nawet największym optymistom takiego grania.
„Zeitgeister” to materiał retrospektywny, przekrojowo podchodzący do bogatej dyskografii zespołu – ale niech nie zwiedzie was tracklista. To nie są zupełnie nowe nagrania, a o co naprawdę łatwo się pomylić. Jeszcze przed pierwszymi odsłuchami tej EP, promujące krążek „nICHts” zapowiadało kontynuację wydanego trzy lata temu „Elements”. Zdziwiłem się, dopiero gdy w „Hertz” odszukałem motywy ze stadionowego wręcz szlagieru „I WillNeverLetYou Down”, a w „Trauma” agresywną wariację „Arena of Concealment”. Potraktowanie tych utworów (aż siedem to nowe wersje) na obecną modłę brzmienia Caliban z niemieckimi tekstami tylko przysłużyło się klasykom, a jestem w stanie pokusić się o tezę, że biją je na głowę nowatorskim podejściem i sukcesywnie wplataną w ostatniej dekadzie elektroniką.
Mało tego, gdyby nie Caliban i ich podejście do tego elementu (programowanie, klawisze, niektóre niemal trance’owe wstawki na wcześniejszych płytach) prawdopodobnie Vitja i EskimoCallboy nie byłyby tam, gdzie dziś są; a są to wysokie miejsca na plakatach imprez i miliony odsłuchów. Dzięki „Zeitgeister”, młodsi metal(core’owcy) nie tylko u naszych zachodnich sąsiadów mają doskonałą okazję, aby podpatrzeć, jak gra się nowoczesny metal oparty przede wszystkim na riffie („“Nichtsistfürimmer“ ), nastroju i perfekcyjnym balansie pomiędzy tym co względnie przełamuje wyklarowaną przed laty koncepcję (djent i bardziej progresywna praca gitar) a stanowiące elementarne cegiełki gatunku (breakdowny, okazyjne solówki, charakterystyczna melodyka i refreny). Muszę przyznać, że był czas kiedy skreśliłem grupę z Essen, ale równo od wydanego w 2016 roku „Gravity”, każdy kontakt z tym zespołem przypomina mi nie tylko czasy nastoletniej, a właściwie trwającej nadal, piętnaście lat później fascynacji metalcorem mocno osadzonym na podwalinach At The Gates, co daje wiarę na to, że ta muzyka rozwija się nie tylko przez młodych wykonawców, czerpiących garściami z gatunków tak dalece oddalonych od tego nurtu jak to możliwe, co dzięki wytrwałości i uporowi tych największych. Andy Dörner i Denis Shmidtnagrali najlepsze wokale w karierze, a MarcGörtz razem z Benjaminem Richterem wycisnęli z brzmienia dokładnie to, do czego powinien dążyć każdy aspirujący do sławy zespół chcący wykorzystać wszystkie dobrodziejstwa dzisiejszej techniki. Zaznaczam jednak, że nawet gdyby nagrali to na setkę w studiu, a potem dopiero w postprodukcji dodali całą elektronikę, „Zeigeister” mógłby brzmieć jeszcze potężniej, a o to już naprawdę ciężko.
Wytwórnia: Century Media Records
Recenzował: Grzegorz Pindor