Slaughtbbath

Alchemical Warfare

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Slaughtbbath
Recenzje
Szymon Kubicki
2020-12-01
Slaughtbbath - Alchemical Warfare Slaughtbbath - Alchemical Warfare
Nasza ocena:
8 /10

Drugi album Slaughtbbath, "Alchemical Warfare" ukazał się pierwotnie w 2019 roku, ale w czerwcu 2020 został wydany ponownie nakładem rodzimej wytwórni Old Temple.

Dla mniej zorientowanych garść informacji. Slaughtbbath pochodzi z Chile i, choć działa już od 18 lat, "Alchemical Warfare" to dopiero drugi krążek trio, zajętego wcześniej przede wszystkim - jak na prawdziwych piewców podziemia przystało - masowym wydawaniem splitów i demówek. Długogrający debiut sprzed siedmiu lat "Hail to Fire" również został swego czasu wznowiony przez Old Temple. Jego następca, "Alchemical Warfare" pierwotnie ukazał się z logo amerykańskiego labela Hells Headbangers Records, ale dzięki ekipie z Gliwic ma większą szansę trafić pod strzechy maniaków surowego thrash/black metalu, przynajmniej w naszych szerokościach geograficznych.

Chilijczycy wyraźnie rozwinęli swą stylistykę, co słychać w kompozycjach, ale i produkcji materiału, już nie tak bardzo surowej jak na debiucie. Lepsze brzmienie "Alchemical Warfare", choć na szczęście wciąż dalekie od współczesnych wypieszczonych standardów, dobrze pasuje do bardziej urozmaiconej propozycji Slaughtbbath. Oczywiście, kapela wciąż preferuje szybką i bezkompromisową, thrashową jazdę podlaną blackmetalowym sosem i bluźnierczo-apokaliptyczno-wojennymi lirykami, która musi przypaść do gustu fanom Deströyer 666 czy Aura Noir, ale mam wrażenie, że tym razem więcej w tym pomysłu, a także, no cóż, melodii.

Co ciekawe, choć w kontekście Slaughtbbath wciąż pada nazwa kultowego Sarcofago, "Alchemical Warfare" w większym stopniu przypomina mi skandynawską szkołę takiego grania i zaryzykowałbym twierdzenie, że Slaughtbbath bliżej dziś do Bestial Mockery czy nawet chwytliwości Nifelheim niż surowizny rodem z Ameryki Południowej. Idąc nawet o krok dalej, można stwierdzić, że melodyka i specyficzne brzmienie niektórych solówek (np. w "Prophetic Crucifixion") to już jako żywo melo-Szwecja w klimacie debiutu Desultory. Dodajcie do tego atmosferyczne smaczki (np. wstępy do "Cavern of Misanthropy" i "Rejoined into Chaos") oraz trochę zwolnień, które znacznie dynamizują utrzymany w szybkim tempie materiał, a okaże się, że Chilijczycy zaproponowali coś więcej niż można by na pierwszy rzut ucha sądzić. Kwintesencją tego podejścia niech będzie na przykład zamykający materiał "Ascension to the Dragon's Throne", którego główny motyw to czyste, choć czarne, złoto.

Nie ukrywam, że połączenie nośnych, łatwo wpadających w ucho motywów, soczystych galopad na dużej szybkości i odpowiedniej dawki melodii bez rezygnacji z bezkompromisowego przekazu (choćby 2,5 minuty czystego, chaotycznego wkurwu w utworze tytułowym), to coś, co w takim graniu lubię najbardziej. "Alchemical Warfare" jest chwytliwy, trwa odpowiednio długo (rasowe 35 minut), ma nie tylko ręce i nogi, ale też ogon i diabelskie rogi. W tej stylistyce nie potrzebuję niczego więcej.