Mam duży problem z jednoznaczną oceną nowego wydawnictwa Nightwish. Pomijając już osobiste sympatie i niemal dwie dekady wspólnej muzycznej przygody, chyba najprościej będzie gdy od razu powiem co leży na sercu.
Otóż, „Human. :II: Nature.” jest sporym zawodem, materiałem, który mógłby wyjść tylko pod nazwiskiem Tuomasa Holopainena, i sądzę, że nikt nie miałby o to pretensji.
Muzyk, kompozytor, w pewnym sensie symfoniczny wizjoner, tak bardzo polubił ścieżki dźwiękowe, iż w swojej głębokiej i odwzajemnionej zresztą fascynacji takim sposobem budowania narracji, zapomniał o metalowym kręgosłupie swojego zespołu, jakim był dobry, zapamiętywalny riff i wokalne pojedynki. Dzisiejsza, dziewiąta w karierze odsłona Nightwish niesie ze sobą rzadko spotykane w metalu przesłanie dotyczące zależności relacji ludzkości z naturą i jej postępującej degradacji, podparte muzyką, która powinna (wreszcie?) spodobać się słuchaczom spoza metalowego audytorium.
Czy komercyjny sukces na tym etapie kariery, to coś złego? W żadnym wypadku, ale mało tu prawdziwego rasowego Nightwish (jak w „Noise’, któremu najbliżej do szlagieru „Bye, Bye Beautiful” i nieco odstającym od reszty, głównie ze względy na rytm „Tribal”).
Im dalej w las, tym bardziej łapię się na tym, że rockowe instrumentarium zostało potraktowane po macoszemu. Prawdziwy tytan perkusji, Kai Hahto, gra rzeczy, które odtworzy przeciętny perkusista z kilkuletnim stażem, a solówki Emppu Vuorinena brzmią bez polotu. Nie po raz pierwszy partie orkiestry i klawisze przesłaniają bas, i dziwi mnie dlaczego Marco Hietala nie domaga się wyeksponowania swoich partii. Co ma powiedzieć Troy Donockley, który w zespole pojawił się trochę w ramach przyjacielskich stosunków na potrzeby spełnienia folkowych aspiracji lidera, a z drugiej strony po to aby obsłużyć dodatkową gitarę na żywo. Na płycie słychać go tylko w „Harvest’, gdzie po raz pierwszy w swojej karierze w szeregach fińskiego giganta przejął obowiązki wokalne. Ten swoisty protest song, kojarzący się ruchem New Age to moment, w którym zapala się lampka z zapytaniem, czy aby na pewno to jeszcze Nightwish. Okazuje się, że tak i warto poczytać, dlaczego zespół zdecydował się na tak radykalny krok.
Pierwsza część „Human. :II: Nature” zawodzi w starciu z oczekiwaniami metalowego odbiorcy, czego zdecydowanie nie można powiedzieć o filmowym aspekcie obecnej twórczości Finów. „Endlessness”, prowadzony głosem Marco Hietali to Nightwish w pigułce, majestatyczny, okraszony subtelnymi partiami chóru, stopniowo cedzący melancholię. Jeśli mam wskazać najlepszy moment na płycie, to bez wątpienia byłby to ten utwór. Wspaniałe zwieńczenie dość nierównego dzieła, które - mam nadzieję, że jednak tak się stanie - zyska z czasem.
Ostateczna ocena dotyczy obu twarzy „Human. :II: Nature”, nie chcę jednak rozpisywać się na temat zawartości drugiego krążka, który mocno poprawia ogólne wrażenie. Jeśli podobały się wam „Imaginaerum” w wersji ścieżki dźwiękowej do filmu oraz „Music Inspired by the Life and Times of Scrooge”, możecie mieć pewien obraz tego jaka piękna, wielowątkowa i iście fantazyjna przygoda czeka was przez kolejne trzydzieści minut; dla tego czasu z Nightwish warto mieć ten album na półce.