Biff Byford

School Of Hard Knocks

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Biff Byford
Recenzje
Konrad Sebastian Morawski
2020-04-14
Biff Byford - School Of Hard Knocks Biff Byford - School Of Hard Knocks
Nasza ocena:
9 /10

Na początku było słowo, później heavy metal. W styczniu 2021 roku Biff Byford ukończy okrągłe siedemdziesiąt lat, spośród których pięćdziesiąt spędził na scenie hard rocka i heavy metalu.

W każdym razie okazuje się, że na debiut nigdy nie jest za późno, bo weteran Saxon wydał właśnie swój pierwszy album solowy zatytułowany „School Of Hard Knocks”. Krążek składa się z jedenastu utworów i można sobie wyobrazić, że są one esencjonalne jak cholera!

Regularny skład Biffa Byforda w nagraniach utworzyli muzycy spoza Anglii, tj. grecki basista Gus Macricostas, szwedzki perkusista Christian Lundqvist i najbardziej znany z tego trio, również ze szwedzkiego importu, czarodziej gitary Fredrik Akesson. W wybranych utworach zaprezentowali się też wielki Phil Campbell, a także znany z Cradle Of Filth i Dimmu Borgir Nick Barker, lubiący zawyć z kolegami do księżyca Alex Holzwarth oraz dobry kumpel Biffa z Saxon Nibbs Carter. W tym katalogu sław i potępieńców wyróżnia się Big Dave Kemp, będący na co dzień saksofonistą w The Big Bad Horns. Recepta na „School Of Hard Knocks” była jednak prosta – hard n’ heavy w starym stylu z więcej niż domieszką charakteru jednego z lordów gatunku.

Kawałki zawarte na krążku brzmią soczyście i drapieżnie. Brzmieniowo nawiązują do przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku, choć inżynierowie dźwięku zadbali, aby „School Of Hard Knocks” dostarczył dobrych wrażeń na nowoczesnym sprzęcie. Trudno tu mówić o koncepcie, bo moim zdaniem pierwszy album solowy Biffa Byforda stanowi kolekcję numerów napisanych na temat jego najlepszych wspomnień zgromadzonych w barwnej karierze frontmana wpływowej kapeli heavymetalowej. I trzeba tu dodać, że dobrze się stało, iż głównym gitarzystą na tym krążku jest „człowiek z zewnątrz” Fredrik Akesson – stanowi to równowagę wobec sentymentów, które bywają niebezpieczne.

Przejdźmy do samej zawartości. Otóż otwierający materiał „Welcome To The Show” mógłby stać się szlagierem na wypełnionych po brzegi publicznością stadionach. Charakterystyczny motyw gitarowy ozdobiony klasycznym solo, nośny klimat i zadziorne wokale Biffa są w stanie bez negocjacji pozbawić kilkaset biustonoszy fanek spragnionych dobrego hard rocka i szybkiego seksu po koncercie. Charakterystycznej hard rockowej przebojowości nie brakuje w wielu momentach tego albumu. Wszakże utwór tytułowy subtelnie balansuje pomiędzy hard and heavy, tak jak zmieniał się świat ciężkiej muzyki we wcześniej wspominanym okresie. Idealnie w ten model przemian trafia Biff. Zresztą album kończy się tam, gdzie zaczyna – w hard rockowym brytyjskim standardzie „Black and White”.

Na krążku nie zabrakło również ciężkich i jadowitych heavymetalowych ukąszeń. Bez ingerencji w świat rocka potężnie brzmią gitary i bębny w utworze „World Collide”, a gęsta atmosfera, na której osadzają się tu wokale Biffa Byforda przypomina o najbardziej demonicznych nagraniach w repertuarze Saxon. Nie inaczej jest w przypadku „Pedal To The Metal” okazującego się heavymetalową jazdą bez trzymanki. Nieprzyzwoicie szybkie gitary i bębny, nieprzyzwoicie buntowniczy tekst (there’s no restriction!) i wsparty efektem chóru wokal są crème de la crème na ołtarzu wspomnień o żywności NWOBHM. Chciałoby się w tym miejscu i przy okazji tego numeru napisać coś na temat policji drogowej, ale odsyłam do samej kompozycji – get your pedal to the metal!

Na płycie bez limitów pędzi także „Hearts Of Steel”, choć Biff Byford przygotował też coś bardzo egzotycznego. Trudno bowiem balladą nazwać oparty na akustycznym motywie utwór „Inquisitor”, który lirycznie opiera się na fragmencie słynnej noweli „Studnia i Wahadło” pióra Edgara Allana Poe. Mija chwila w otoczeniu kilku paskudnych dźwięków i zagadka zostaje rozwiązana. To tylko wstęp to jednego z najlepszych utworów na płycie „The Pit and The Pendulum”, będącego wspaniałą muzyczną interpretacją perły literackiej. Biff Byford prezentuje tu pełną pasjonujących zwrotów heavy metalową opowieść, której rozmach i klasyczne wykonanie mogłyby zawstydzić wielu twórców prog metalu. Darkness. Madness. Sadness. Heartless. Play it again, Biff!

Bogatą całość uzupełnia tradycyjna angielska ballada, którą na przestrzeni lat (wieków?) wykonywało wielu artystów, czyli „Scarborough Fair”. Trudno powiedzieć czy aranżacja Biffa Byforda i Fredrika Akessona przejdzie do tej samej historii, jaką napisali Simon & Garfunkel, ale absolutne zrozumiałe jest umieszczenie tego utworu na płycie. Chodzi o angielską tożsamość, która zawsze była ważna dla frontmana Saxon. Zresztą inną formą hołdu dla angielskiej tożsamości jest cover „Throw Down The Sword” z repertuaru trochę zapominanego Wishbone Ash. To kolejna ballada, nieco rzewna, bo celebrująca pamięć o zespole, od którego oczekiwano więcej, niż dał światu. Natomiast pozbawiona ładunku hołdów do tradycji czy kolegów po fachu jest grająca pod koniec ballada „Me and You” – zwiewna, rockowa i stanowiąca chyba wyznanie Biffa Byforda do ukochanej.

Wydawać by się mogło, że album „School Of Hard Knocks” to tylko pięćdziesiąt dwie minuty muzyki. Materiał okazuje się czymś więcej. To karty z życiorysu Biffa Byforda zamienione na jedenaście utworów. Rzecz dla starych fanów spod znaku hard n’ heavy i angielska whisky, która wystarczająco już dojrzała. Pijmy ją subtelnie. Bez lodu. NWOBHM zestarzał się, tak jak stary i zmęczony zrobił się ostatnio świat, dlatego takie albumy są dziś potrzebne. Na zdrowie Biff!