Of Truth and Sacrifice
Gatunek: Metal
Niedawno narzekałem na pięćdziesiąt minut spędzonych z brytyjskim Sylosis, a Niemcy z Heaven Shall Burn dali nam ponad półtorej godziny melodyjnego metalu.
Niegdyś tytani metalcore’a i jeden z zespołów, o których bez dwóch zdań mówiło się w kontekście “najcięższego na Ziemi”, dziś nie walczy o żadne zaszczytne miano. Jeśli mają stawać w szranki o cokolwiek to o ekologię, dobro planety i jedność społeczeństwa. Dokładnie tym wartościom przyświecają oba premierowe krążki zespołu, a w kontekście postępującej paniki związanej z koronawirusem, liryki Mathiasa Bischoffa dobrze korelują z niepokojącą sytuacją.
Oczywiście, sama warstwa tekstowa nie byłaby kompletna, gdyby nie muzyka. I tu warto nadmienić, że razem z powracającymi z martwych kolegami z Neaera rozdali nie tylko metalcore’owe karty, co nie po raz pierwszy (oby nie ostatni) przypomnieli dlaczego kochamy melodyjny death metal i dobre, zapadające w pamięć gitarowe riffy. Tego ostatniego elementu w niemal stu minutach nowego materiału jest wystarczająco dużo, aby chcieć wracać do obu płyt.
Nie ukrywam, że aż dziewiętnaście nowych kompozycji to dla większości odbiorców nieco za dużo jak na jedno posiedzenie, ale im częściej słucham „Of Truth and Sacrifice” nie odczuwam znużenia. Z czasem zacząłem traktować ten album jako koncertową przygodę, w której druga część, dedykowana poświęceniu i altruizmowi, stanowi bardziej radykalną odsłonę Heaven Shall Burn, bardziej stawiającego na emocje niż agresywny wydźwięk. Panowie odważnie eksplorują bardziej stadionowe motywy (refren „Eradicate”), ballady jak „Weakness Leaving My Heart” (doskonały teledysk), a w stanowiącym manifest „Expatriate” budują podniosłą, przejmującą atmosferę dzięki partiom instrumentów smyczkowych.
Jakby tego było mało, Niemcy znowu dowiedli, że czują nowoczesną elektronikę o industrialnym posmaku („La Résistance” oraz „Übermacht”). Gatunkowa różnorodność przy zachowaniu charakterystycznego brzmienia powinna zadowolić najbardziej wybrednych fanów grupy, a forma najbardziej charakterystycznego elementu zespołu, w postaci wokali wspomnianego wcześniej Mathiasa pozwala wierzyć, że obchodzący w tym roku czterdzieste urodziny frontman jeszcze niejedno nam wykrzyczy.
Czy doczekaliśmy się nowych hitów na miarę „Voice of The Voiceless” albo „Endzeit”? Mam kilku kandydatów, w tym „Eagles Among Vultures”, do którego bez problemu w trakcie festiwali (tylko czy w tym roku?) powinny tworzyć się pokaźne circle pity. Numerem dwa, a zarazem najlepszym na płycie jest „My Heart And The Ocean” z motywem przewodnim przypominającym najbardziej nośne utwory Amon Amarth pokroju rozpędzonego „Asator”.
Zapewniam jednak, że bogactwo urodzaju, jakiego doświadczamy na „Of Truth and Sacrifice” pozwoli dość szybko odnaleźć własne „numery jeden”. Wcześniej wspomniałem o koncertowym charakterze materiału, a to przede wszystkim dlatego, że utwory bardzo płynnie się ze sobą łączą i nie ma znaczenia, czy słuchamy akurat pierwszego czy drugiego krążka. Zwyczajnie, Heaven Shall Burn są w formie, najlepszej od wielu lat.