Sodom

Out of the Frontline Trench

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Sodom
Recenzje
Grzegorz Pindor
2019-12-31
Sodom - Out of the Frontline Trench Sodom - Out of the Frontline Trench
Nasza ocena:
8 /10

Nie wiem, co mnie bardziej dziwi. Wysoka i ciągle utrzymująca się forma Sodom; fakt, że zmiany personalne wyszły grupie na dobre i po 30 latach na scenie wciąż są jedną z gorętszych nazw w thrashu, czy to, że dogorywające SPV/Steamhammer zdecydowało się wydać coś spoza heavy i prog metalu...

Wszystkie te zagwozdki nie są jednak tak istotne, jak zawartość „Out of the Frontline Trench”. Angelripper dobrał sobie starych-nowych kolegów i ponownie rusza na podbój thrash metalowych serc. Absolutnie bez krzty jakiekolwiek techniki i biegłości w opanowaniu instrumentu, do czego przejdę później, nieco w Venomowym stylu, ale za to zapasem dobrych riffów i kilku umiejętnie przemyconych melodii. To, co obecnie zarzuca się Niemcom, to właśnie kwestie samej sprawności w grze dwóch, z czterech członków zespołu. Zarówno Yorck Segatz jak i Stefan “Husky” Hüskens nie należą do swoistej ekstraklasy, a przynajmniej nie w nowoczesnym, wymagającym thrash metalu. Największe zastrzeżenia budzi ten drugi, w stronę którego padają liczne słowa, delikatnie to ujmując krytyki.

Zważywszy na to, że EP nagrana jest tak, aby zachować jak najwięcej Sodom w Sodom, trzymanie tempa nie jest najmocniejszą stroną tego bębniarza. To dziwne, bo w Asphyx gra zdecydowanie trudniejsze i bardziej wymagające rzeczy (co najlepiej obrazują występy, choćby te u nas) od zwykłego umpa-umpa i przejść (w dodatku słabo słyszalnych live) na roto tomach. Gdyby jednak uznać, że tak ma być, bo to „pieprzony heavy metal” i „wojna” zarówno dźwiękowa jak i w tekstach – niech tak będzie. Przymknę oko na prymitywne przejścia i jeden schemat przez wszystkie trzy nowe utwory. A robię to tylko dlatego, bo „Out of the Frontline Trench” jest po prostu materiałem dobrym, stworzonym do prezencji na deskach scen, najlepiej małych klubów, i który spokojnie mógłby być nagrany w czasach największej świetności Sodom. Nie byłoby różnicy – tym bardziej, że na gitarze prowadzącej witamy starego znajomego, ulubieńca fanów, Franka Gosdzika, współodpowiedzialnego za dwa kamienie milowe ekstremalnej muzyki („Agent Orange”, „Persecution Mania”).

To właśnie udział obecnego gitarzysty i kompozytora innej legendy, Assassin, ma tutaj kluczowe znaczenie dla oceny całej EP. Choć przez większość nowych utworów panowie grają dość oszczędnie, bez wspomnianych już nie raz technicznych fajerwerków, to właśnie Frank, dzięki charakterystycznej grze i solówkom, wynosi grupę na przynajmniej europejskie, metalowe wyżyny. Zresztą, aby uzmysłowić sobie jak klasowy to muzyk, wystarczy sprawdzić ponownie nagraną wersję żelaznego szlagieru wszystkich fanów metalu z Zagłębia Ruhry - „Agent Orange”. Utwór w żadnym wypadku się nie zestarzał, i mimo iż w surowym brzmieniu z lat 80 brzmi idealnie, jego odświeżona wersja wywołuje niemal identyczne emocje. EP-kę wieńczy koncertowa wersja „Bombenhagel” ze znanym dobrze motywem z niemieckiego hymnu narodowego.