Slayer

The Repentless Killogy (Live at the Forum in Inglewood, CA)

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Slayer
Recenzje
Szymon Kubicki
2019-11-26
Slayer - The Repentless Killogy (Live at the Forum in Inglewood, CA) Slayer - The Repentless Killogy (Live at the Forum in Inglewood, CA)
Nasza ocena:
8 /10

Kilkanaście dni temu fani Slayer mogli obejrzeć na dużym ekranie fabularyzowano-koncertowy film The Repentless Killogy. Chwilę później wydawnictwo to ukazało się w kilku formatach, w tym między innymi na CD.

The Repentless Killogy składa się z dwóch części. Pierwsza to rozwinięcie historii zarysowanej w trzech teledyskach promujących ostatni studyjny album zespołu "Repentless", wyreżyserowane przez BJ McDonnella. Drugą jest koncert zarejestrowany 5 sierpnia 2017 roku w hali The Forum w Inglewood w Kalifornii. Materiał ten ukazał się w formie Blu-ray, a dźwiękowy zapis występu, złożonego z 21 kompozycji, wydano również w postaci dwóch krążków kompaktowych pod rozszerzonym tytułem "The Repentless Killogy (Live at the Forum in Inglewood, CA)". Jak prezentuje się ta wersja?

Kiedy już przebolejemy, że mamy do czynienia ze swoistym kadłubkiem pełnej edycji (pożegnalnego?) wydawnictwa i pogodzimy się z faktem, że zamiast oglądać, możemy jedynie słuchać - co zresztą przychodzi całkiem łatwo - zostaje nam po prostu radować się kolejną porcją muzyki zespołu. Tylko tyle i aż tyle, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę, że jest to pierwszy pełny album koncertowy Slayer wydany w formie audio od czasu kultowego "Decade of Aggression" z 1991 roku. A do tego dobre podsumowanie blisko czterech dekad działalności ekipy powoli schodzącej ponoć ze sceny - wciąż w glorii i chwale - na zasłużoną emeryturę. Podobno, ale czy ktoś w to wierzy?

Kształt owego podsumowania zawsze całkowicie zależy od zespołu i wszelkie spory co do układu tracklisty z The Forum nie mają większego sensu. Może kosztem jednego czy dwóch utworów spośród aż piątki (wliczając intro "Delusions of Saviour") reprezentantów "Repentless" mogłoby zabrzmieć coś starszego? Choćby ze skromnie zaakcentowanych "Show No Mercy" (zawsze wspaniały "The Antichrist") czy "Hell Awaits" (oczywiście utwór tytułowy). Pewnie by mogło, ale mimo wszystko zespół był wówczas również na etapie promowania swego ostatniego longa. A może, zamiast ogranych tysiące razy żelaznych hitów powinno znaleźć się miejsce na kilka trochę zapomnianych rzeczy, na przykład z zupełnie pominiętego "Divine Intervention" albo okrutnie niedocenianego "Gemini" z "Undisputed Attitude". To dywagacje bez znaczenia. Slayer wybrał bezpieczniejsze rozwiązanie i kolejny raz odegrał swoje evergreeny na czele z "War Ensemble", "Mandatory Suicide", "Dead Skin Mask", "Seasons in the Abyss", "South of Heaven", "Raining Blood" i oczywiście na zakończenie, "Angel of Death". Czy ktokolwiek wyobraża sobie koncert tego zespołu bez "Angel of Death"?

The Repentless Killogy pozostaje więc solidnym albumem koncertowym, odegranym jak trzeba i całkiem naturalnie brzmiącym, czyli niezbyt przeprodukowanym. Załamujący się chwilami głos wciąż niezmordowanego Toma Araya, który zawsze miał najtrudniejszą fuchę w zespole, albo niektóre uproszczone partie solowe tylko podkreślają autentyzm całości. Nie miałbym nic przeciw nieco mocniejszemu zaakcentowaniu śladów perkusji, ale przecież Kerry King gra na gitarze...

Całości słucha się bardzo dobrze, choć nie ulega wątpliwości, że "The Repentless Killogy (Live at the Forum in Inglewood, CA)" to rzecz właściwie wyłącznie dla fanów zespołu. Oni raczej nie znajdą tu wielu powodów do narzekań i chyba właśnie o to chodzi. Trudno również rozstrzygnąć, czy jest to wystarczająco mocarny akcent na zakończenie działalności tak wspaniałej i wpływowej grupy, która odcisnęła swe piętno na niemal całej metalowej scenie. Tym bardziej, że mam nieodparte wrażenie, że Slayer nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i nawet jeśli rzeczywiście wkrótce pożegna się z koncertowaniem, otrzymamy jeszcze niejedno wydawnictwo opatrzone tym logo. Obym się nie mylił.