Stosunkowo niedawno, bo jeszcze dwa lata temu pół świata drwiło z Attack Attack!, szydząc z nich na całej linii, a wszystko to za nieudany, wzbudzający politowanie ruch sceniczny (przypominający kraba) oraz "dodatki" do metalcore'a w postaci dyskotekowych motywów, oraz... użytego na czystych wokalach autotune'a. Przez to wszystko powstał nam nowy termin a nawet nurt muzyczny zwany po prostu crabcorem. Nie wiem czy są inne "crabcore'owe" kapele, ale ja Attack Attack darzę jakimś tam szacunkiem, nie uznaję ich twórczości za wiochę, i choć oczywiście należy do tego/niej podejść z małym przumrużeniem oka, nie odmawiam im przede wszystkim pomysłowości, jak i dystansu do metalcore'a w ogóle.
W zespole nastąpiły małe roszady personalne, początkowo przysparzające co najwyżej bólu głowy na koncertach, ale jak tak słucham "Attack attack" to odnoszę wrażenie, że te zmiany na stanowisku wokalisty wyszły im zdecydowanie na dobre (bo i zmieniła się też muzyka). Oczywiście nie brakuje gejozy, jest crunk, jest nawet powerpop, drum'n'bass/dubstep w chyba najbardziej rozbudowanym i pomieszanym stylistycznie "Lonely" z udziałem wokalisty Bury Tomorrow (świetny featuring!). Jest wszystko to, za co można ich kochać jak i nienawidzić. Oczywiście, te smaczki nie decydują o jakości bądź bezwartościowości tej muzyki, bo wprawne ucho wychwyci wyraźne inspiracje nawet takim For The Fallen Dreams (ogółem brzmienie tego krążka dobitnie przypomina tych hardcore'owców). Wpływ innych formacji na Attack Attack nie jest jednak jakiś wybitnie znamienny, przyznać im trzeba, że nawet jeśli rżną gdzieś tam z Meshuggah, Emmure czy innego mniej lub bardziej popularnego (kontrowersyjnego również) zespołu wychodzi im to bardzo zgrabnie, i jedyne co może być przeszkodą w obcowaniu z tym krążkiem to jakieś wewnętrzne bariery, totalny brak jak to mówią, bycia open minded. Ja przy Attack Attack zarówno się pogibam (bo zdecydowanie jest przy czym, chyba więcej niźli na debiucie) jak i ostro pomoshuję (breakdowny w ich wykonaniu to czysty i bezkonkurencyjny miszcz!).
Szkoda tylko, że "Attack Attack" to tylko nieco ponad trzydzieści minut muzyki. Niby to ani źle ani dobrze (zdarzają się w tej uogólniając post-hardcore'owej stylistyce dłuższe albumy, trwające nawet do pięćdziesięciu minut!), wszystko jest na swoim miejscu, są growle, screamy, czyste wokale, regularna dysokteka w "Shut Your Mouth", a nawet jakby nie patrzeć konkretna dawka core'owego łojenia dla wszystkich alternatywnych chłopców i dziewczynek. Dla relaksu jak znalazł.
Grzegorz "Chain" Pindor