Rzadko decyduję się na tekst o tak krótkim materiale jak “Don’t Give In”, ale okazja niemal do tego zmusza. Oto po wielu latach batalii w sądach i pokrętnej przyjaźni zakończonej gromkim 'fuck you', Harley Flanagan znów gra jako Cro-Mags.
Bez Johna Josepha i muzyków z oryginalnego składu, za to z pomocą ludzi, którzy przez lata przewinęli się przez ten zespół legendę dla niemal wszystkich, od miłośników punka po zwolenników thrash metalu. I nie bez powodu wspominam o okazji, bo tak się złożyło, że wraz z przyznaniem praw do nazwy Cro-Mags ląduje w katalogu Victory Records – niegdyś uznanej wytwórni, mającej nosa przede wszystkim do metalcore’a, dziś borykającej się z fatalnym wizerunkiem związanym z przekrętami byłego dyrektora wykonawczego. Ktoś tu zwietrzył szansę na kilka dodatkowych dolarów, i wbrew pozorom, w żadnym wypadku nie jest to buntowniczy łysy basista.
Abstrahując od kwestii, kto i czy w ogóle będzie wydawał EP „Don’t Give In”, a następnie już zapowiadany longplay, jednej rzeczy nie można pominąć. Powrót Cro-Mags w składzie Gaby Abularach (gitara na „Alpha Omega, „Near Death Experience”), Rocky George (bas, grał na „Revenge”) oraz Gary Sullivan (perkusja, grał w Cro-Mags w latach '90) to właściwie reunion starych dobrych znajomych, którzy dali nam wiele świetnych piosenek, i najwyraźniej w przyszłości dostarczą kolejnych powodów do radości.
Myślę, że Cro-Mags nie muszą mieć za sobą żadnego dużego labelu, ani po to, aby dobrze się sprzedawać, a tym bardziej żeby trafić do nowych fanów (przykład: D.R.I czy Ratos de Porão). Nazwa mówi sama za siebie, a tym razem, niemal dwadzieścia lat po premierze “Revenge”, trzy nowe numery prezentują naprawdę wysoki poziom, kompletnie nie odbiegający ani od solowych nagrań Flanagana (ten z kolei ostatnio mocno naciskał na punkowy drive niż metalową żyletę) ani od dzisiejszych hardcore’owych standardów. O ile czysto kompozycyjnie koledzy raczej nie mieli tu dużo do powiedzenia, tak świeżo zatrudniony i polecony przez szefa Century Media Arthur Rizk, odcisnął swoje piętno na brzmieniu dzisiejszej inkarnacji nowojorczyków W przeciwieństwie do solowych nagrań Harleya, „Don’t Give In” brzmi mniej surowo, czytelniej, a przyjemnie bulgoczący bas jest cichym bohaterem całych, raptem sześciu minut nowej muzyki.
I tu dochodzimy do sedna, bo te „piosenki” tak naprawdę zaostrzają apetyt na dużo, dużo więcej. Skomasowany atak, naprawdę przyzwoite solówki, dobrze współgrająca sekcja i energia, której często nie potrafią wykrzesać dużo młodsi muzycy to znaki rozpoznawcze oldscholowego hc – i to wszystko tutaj jest w najlepszych proporcjach. Cieszę się, że to nie ostatnie słowo Cro-Mags, a poza tym oznacza to, że wkrótce zobaczymy wesołe towarzystwo w Europie, bez nadęcia i gwiazdorskiej postawy, co zdarzało się u byłych już kolegów z „Cro-Mags JM”.