Haste The Day

Dreamer

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Haste The Day
Recenzje
2010-05-26
Haste The Day - Dreamer Haste The Day - Dreamer
Nasza ocena:
8 /10

Szanujący się fan metalcore'a Haste the day znać powinien, chociaż może, ale nie musi. Ot, taka mała dygresja już na samym wstępie. Chociaż tak szczerze większość fanów tejże współczesnej formy metalowego łojenia to chrześcijanie, tak więc Haste the day to dla nich prawdziwy must have. Sam nurt christian hardcore/metalcore staje się powoli zalewać całe Stany, co mnie tam jakoś szczególnie nie drażni, pomimo iż jestem zatwardziałym ateistą, ale o tym się jeszcze pewnie nie raz przekonacie.

Ale wróćmy do samego Haste the day. Ich ostatni jak do tej pory krążek zatytułowany jakże prozaicznie "Dreamer" to solidna dawka wszystkiego czego można od tej muzyki oczekiwać. Są świetne harmonie, utwory bogato naszpikowane melodiami, jest odpowiednia dawka agresji, konkretny doskonale sprawdzający się w swej roli wokalista, który potrafi zarówno dobrze ryknąć (nawet growlem) jak i z pasją czysto zaśpiewać, a wszystko to w imię tego, który umarł na krzyżu (a jak się komuś nie podoba - jak poprzedniemu gitarzyście formacji, koledze Jasonowi Barnesowi to może kolokwialnie mówiąc spadać). Nie podważam oddania chrześcijańskiej wierze ani nie neguję grup takich jak Saving Grace, For Today (o tych poczytacie już niebawem) jak i Haste the day, wręcz podziwiam takich ludzi, i często staram się zrobić dlaczego akurat wiara tak mocno motywuje ich do działania i grania takich, a nie innych rzeczy (które nota bene bardzo, ale to bardzo mi odpowiadają). Ładunek emocji zawartych na "Dreamer" zatwardziałym metalowcom powinien narobić w głowie kisielu, a nawet poruszyć zszargane szatanem nerwy, nie nawracając ich na dobrą drogę, ale być może uświadomić, że metalcore to nie taka zła muzyka, bodaj rozumiana teraz najszerzej z możliwych, oferująca całą możliwą paletę dźwięków nastrojów, uczuć, a przede wszystkim, pomysłów, których próżno szukać choćby w skostniałym, nudnym już świecie death metalu czy cofającego się w rozwoju heavy.   

Haste the day gra sobie ładnie, zgrabnie, umiejętnie żongluje nastrojami racząc nas choćby takimi petardami jak singlowy "68" (nawiązującym do samej biblii) czy akustycznym "Autumn" (ckliwym, wyciskaczem łez, a jednak do przyjęcia na męską klatę). Amerykanie doskonale wiedzą jak takie dźwięki grać, a co więcej, jak jednać sobie "wiernych" fanów. Ja na Jezusowo/Oazową ścieżkę jednak nie wkroczę, aczkolwiek z Haste the day mam zamiar spędzić czasu więcej niźli w trakcie niedzielnego nabożeństwa i Eucharystii. W każdym bądź razie pomijając już roszady personalne, i zmianę stylu jaka czeka nas na wychodzącym za miesiąc albumie do "Dreamer" wracał będę bardzo często.

Grzegorz "Chain" Pindor