Venflon

Czerń

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Venflon
Recenzje
Grzegorz Bryk
2019-04-19
Venflon - Czerń Venflon - Czerń
Nasza ocena:
7 /10

Coma zaczęła grać dla hipsterów, Totentanz milczy od kilku lat, Carrion po pięciu wiosnach posuchy podobno szykuje coś nowego, ale kto wie co z tego wyjdzie, a takie zespoły jak P.A.G.E., Zła Wola czy Kwadra są jeszcze za małe by mogły docierać do większej liczby słuchaczy…

Cóż, fani polskojęzycznych klimatów rockowo-metalowych mogą cierpieć na niedostatek kompaktów do słuchania, ich odtwarzacze pewnie nieźle się nudzą. Na całe szczęście jest warszawski Venflon, który stoi na straży jak ostatni sprawiedliwy, niczym mityczny Atlas dźwiga samotnie na barkach ciężar całej sceny. Och, popadłem w nieco pretensjonalne tony, a to by się pewnie muzykom Venflon nie spodobało, bo ich granie na najnowszej płycie „Czerń” trzyma się dość daleko od rock-metalowych, patetycznych hymnów.

To krążek bez udziwnień. Stworzony prostymi środkami. Oparty na motorycznej sekcji i ryczących, ale również melodyjnych gitarowych riffach co jakiś czas odciążanych bardziej lirycznymi fragmentami (w utworach „Pryzmat”, „W obliczu końca” i „Początek” zbliżającymi się nieco do estetyki Comy z czasów „Hipertrofii”) i urozmaicającymi całość solówkami. Mocno rozzłoszczony Maciej Ornoch porządnie sobie pokrzykuje i wykrzykuje kolejne teksty o gniewie, życiu i rozpaczy, w numerze „W obliczu końca” rozgłasza nawet, że „diabeł stał się bogiem”. Przy takiej nawałnicy metalowego riffowania miłym urozmaiceniem jest ballada „Iluzjana”, zaczynająca się akustycznymi gitarami, by buchać w refrenie potężnymi przesterami, nie zabrakło w finale emocjonalnej solówki. „Jeden” natomiast łapie bardzo bluesowy groove i jeśli miałbym wybrać numer z „Czerni”, w którym Ornoch jest najlepszy, to właśnie ten. Bluesowo zaciąga, a gdy trzeba to uaktywnia popisową chrypkę, by na zakończenie zaserwować całą kanonadę krzyków. Świetna robota gardłowego!

Nowy album Venflon to krążek bardzo treściwy. Zespół przygotował niespełna trzydzieści minut świeżego materiału – sześć utworów, by być precyzyjnym. Kto wie czy nie za mało by współcześnie mówić o długogrającej płycie. Może raczej powinniśmy „Czerń” nazywać mini-albumem. Długość z pewnością rekompensuje wydanie, ze szczególnym naciskiem na świetną, okładkową grafikę. W ostateczności Venflon ma się całkiem dobrze: wielbicielom estetyki powinno się spodobać, a dotychczasowi fani stołecznej kapeli bez najmniejszych wątpliwości polubią również i „Czerń”.