Siódmy album Terror ma szansę odnieść duży, komercyjny sukces. Śmiem nawet twierdzić, że przebija on ostatnie dwie płyty zespołu, niebezpiecznie zbliżając się poziomem, a momentami nawet przebijając najlepsze w dorobku „Keepers of The Faith”.
Inaczej rzecz ujmując, dopiero teraz, po szesnastu latach działalności, Amerykanie pokazują jaką potęgą są na scenie hardcore, bez zbaczania z obranej lata temu drogi. Jeśli można grupie zarzucić sprzedanie się, to tylko w kontekście niektórych zabiegów marketingowych i potężnej ilości produkowanego merchu. Poza tym, Terror to filar hardcore’a, i nawet jeżeli niektórym to nie pasuje, swoją postawą, kolejnymi płytami i wyciągnięciem ręki do młodych zespołów dają świetny przykładem czym tak naprawdę powinien być hardcore.
Nie było by tak, gdyby nie jawna i nieskończona miłość członków zespołu do muzyki i stylu życia z tym związanym. O ile niektóre wybryki, zwłaszcza Scotta Vogela, czasem zmuszają do kwestionowania tego o czym wcześniej pisałem, warto jednak puścić stare dzieje w niepamięć i przypomnieć, że panowie odkupili swoje winy. Sam lider i wokalista Terror, po poważnym urazie kręgosłupa, wrócił na scenę odmieniony, nie tylko fizycznie co mentalnie i to słychać na „Total Retaliation”. Kierunek tekstowy jaki obrał łysy wokalista na tej płycie był słyszalny już na zeszłorocznej, bardzo ciepło przyjętej EP „The Walls Will Fall”, i wydaje mi się, że wątek odrzucenia i walki w przeciwnościami to element spajający całe wydawnictwo. Nihil novi oczywiście, ale jakoś w przypadku Terror zawsze w punkt.
Muzycznie „Total Retaliation” to Terror jaki znamy, momentami lekko thrashujący, bez zbędnego zerkania w stronę punka, za to wściekły jak nigdy. Może odejście wieloletniego basisty Davida Wooda, zadziałało jak zapalnik? Zresztą, rozstanie z niejednokrotnie zastępującym Vogela wokalistą (basistą) nie przebiegało w atmosferze przyjaźni, a hardcore’owy myśliwy zebrał nie lada bęcki od zwolenników praw zwierząt. Tak jak pisałem wcześniej, to co poza zespołem, nie jest jednak tak istotne, jak to co zespół prezentuje na płycie, a treść, brzmienie i moc z jaką uderza Terror wystarczająco wynagradza wszelkie niesnaski i pudełkowe tematy.
Najistotniejsze, że jedenaście premierowych utworów i jeden, dość dziwaczny i niepotrzebny hip-hipowy skit dowodzą nie tylko w pełni zasłużonej pozycji na scenie, co obiegowej i w pełni prawdziwej opinii, iż Terror zwyczajnie nie zawodzi. Zresztą, ciężko o przykład zespołu, który po tylu latach pchałby ten wózek z podobną werwą jak na początku kariery. Od czasu do czasu Amerykanie nieco modyfikują swoją propozycję, tu dodadzą solówkę („Total Retaliation”), tam nieco mocniej wyeksponują bas („Spirit of Sacrifice”), innym razem zerkają w stronę metalu („Resistant to the Changes”), ale pozostają wierni pierwotnej wizji zespołu. Niezmiennej i stale dostarczającej powody do radości.